sobota, 15 sierpnia 2015

Przepraszam.

Piszę ten post z wielkim bólem w sercu, bo czuję, że zawiodłam zarówno siebie, jak i Was. Oszczędzę Wam wymówek, powiem wprost. Nie wchodziłam tu, bo najzwyczajniej w świecie było mi wstyd. Nadal się wstydzę tego, że tyle czasu zwlekałam z jakimkolwiek znakiem, jakimkolwiek rozdziałem, a w tej chwili czuję, że od tego wstydu pęknie mi serce, bo wiem, że rozdziału nie dodam. Jest mi przykro i czuję się naprawdę bardzo źle, musząc Wam oznajmić, że nie wrócę już na bloga.
Za dużo czasu minęło więc i pomysł, i wena twórcza do tego bloga wygasła. Było wśród Was bardzo wiele wspaniałych osób, które wspierały mnie od początku do końca i ten fakt sprawia, że w moim sercu nadal tli się wątpliwość - czy aby na pewno powinnam odejść? Jednak skoro wiem, że kolejna notka nie wyjdzie już spod moich palców, to po co się łudzić?
Dla tych jednak, którzy naprawdę doceniali mój styl i mieli siłę, by mnie motywować, oraz nawet dla tych cichych osóbek, które nie komentowały, ale nabijały wyświetlenia... mam radosną wiadomość.
Zaczynam od początku, tym razem świeżo, z nowym oryginalnym pomysłem, na nowym koncie, na którym wreszcie czuję się dobrze. Zaczynam znów, z czystą kartą.
Chciałabym Was więc bardzo cieplutko zaprosić na nowego bloga Dramione - Celujemy w Niebo, na którym pojawił się już prolog i dwa pierwsze rozdziały. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście go ocenili, skomentowali oraz zaobserwowali, jeśli tylko przypadłby Wam do gustu.
Przepraszam i obiecuję wynagrodzić

Inka, od teraz pod pseudonimem Lethorin Vidiia zaprasza Was na nową historię.

piątek, 20 lutego 2015

WAŻNE!

Wiem, nie było mnie tu wieki wieków. Miałam niestety problemy w życiu prywatnym, nie będę Was jednak nimi zanudzać. Powiem tylko, że ponieważ potrzebuję czasu na wyprostowanie wszystkich spraw, tymczasowo zawieszam bloga na czas nieokreślony. Postaram się pisać w wolnym czasie, i gdy długość rozdziału spełni moje oczekiwania od razu go dodam. Przepraszam. :(
~Inka

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 5.



Minęły już trzy bite tygodnie od czasu, kiedy Draco poznał tajemnicę Hermiony. Dziewczyna przestała zwracać na niego jakąkolwiek uwagę. Ślizgon z kolei coraz częściej zatracał się w licznych imprezach i romansach z coraz to nowymi dziewczynami, choć na stałe był z Astorią. Jego ego znów dawało o sobie znać, a sojusz z Gryfonami odszedł w zapomnienie, tylko z Potterem łączyły go oznaki wzajemnego szacunku. Dni mijały poniesione codzienną rutyną i nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek mogło się zmienić. Kontakty Hermiony i Draco ograniczyły się do minimum. Brązowowłosa wyraźnie unikała Ślizgona. Ginny próbowała wspierać przyjaciółkę,  jednak brakowało jej trochę humoru Blaise'a i ślizgońskich rozrywek. Jednak na dobrą sprawę, pogodziła się z Harrym i wreszcie zaczęła radzić sobie z Transmutacją. Jej brat zdał sobie sprawę, że zachowywał się jak skończony idiota. Całe dnie spędzał z Hermioną. A ona... wydawała się być szczęśliwa.

***

- No proszę, pan Potter. Oczekiwałam pana dzisiaj.
- Dzień dobry, pani profesor. W jakiej sprawie mnie pani wezwała? - spytałem, stojąc w gabinecie Dyrektorskim. Pokój zmienił się, odkąd ostatnio go widziałem - piękne, srebrne instrumenty, któe na ogół stały na stolikach o cienkich nóżkach, zostały zastąpione kolejnymi stosami książek. Wśród nich dojrzałem najlepsze dzieła, najlepszych magicznych pisarzy i odkrywców. Wielki, czerwony fotel, który widziałem tu w ostatnich latach został zastąpiony białym, zdobionym krzesłem ze złotymi podbiciami. Jedyną znajomą rzeczą w pomieszczeniu były obrazy poprzednich dyrektorów Hogwartu. Nie zdziwiło mnie, gdy pośród nich znalazłem Dumbledore'a, który zerkał na mnie, uśmiechając się w tym, tylko jemu przypisanym, charakterystycznym stylu.
- Poczęstuj się gryzkiem, Potter. I usiądź. Chciałabym poznać twoją opinię w pewnej sprawie.
- Tak? - spytałem, dość mocno już zaciekawiony. Po raz pierwszy, gdy profesor McGonagall poprosiła mnie do siebie, zostałem zaproszony do drużyny Quiddicha. Miałem nadzieję, że teraźniejsze ''wezwanie'' będzie równie ciekawe. Nie zawiodłem się.
- Dostaliśmy dość... ciekawą ofertę od Ministerstwa Magii... Chcieliby, żebyśmy zorganizowali coś niezwykłego.
- Co takiego?
- Doprawdy, panie Potter. Przecież wiem, że pan już się domyśla. Za paręnaście dni, w szkole zostanie zorganizowany... Turniej Trójmagiczny!
- To wspaniała wiadomość!
- Doprawdy, panie Potter, cieszy mnie, że tak pan uważa. Jest jednak parę "ale". Zdecydowaliśmy, że będzie to Turniej Trójmagiczny, który przybliży pana czasy szkolne. Innymi słowy,  będzie na pana cześć.  Ponieważ gdyby nie pan, Hogwart mógłby już nie istnieć.
- Ja... jestem naprawdę wzruszony, ale... nie trzeba. - wyjąkałem zdumiony, przeczesując palcami włosy.
- Cóż, chyba nie ma pan wyboru - McGonagall uśmiechnęła się życzliwie - rada szkolna stwierdziła jednogłośnie,  że to dobry pomysł.
- Skoro tak... chyba faktycznie nie mam wyboru. Ale obawiam się, że nie do końca rozumiem. Jak Turniej miałby przybliżyć moje szkolne życie?
- Przede wszystkim, do walki stanie czterech zawodników. Tak samo, jak za pana udziału w Turnieju.
- Przepraszam,  że przerwę,  pani profesor... ale wątpię,  że Beauxbatons czy Durmustrang miałyby się zgodzić na dwóch zawodników po stronie Hogwartu.
- Oczywiście, Potter,  nie umknęło to naszej uwadze - powiedziała McGonagall sięgając do miski z czekoladowymi gryzkami. - z tego właśnie powodu, zdecydowaliśmy, że inne szkoły nie zostaną zaproszone. W Turnieju udział weźmie czterech zawodników - po jednym, z każdego domu.
- Rozumiem...
- Ponad to, pana szkolną karierę przybliżą trzy zadania. Będą one polegały na tym, że
...
***
- Harry już ponad trzy godziny siedzi u McGonagall. 
- Ciekawe co przeskrobał. - mruknęła Ginny.
- Dzięki, Gin. - powiedział Harry, z uśmiechem wchodząc do salonu Gryfonów.
- No nareszcie. - przewrócił oczami Ronald - o co chodziło?
- Już niedługo dowiecie się wszystkiego. - tajemniczymi słowami zbył ich Wybraniec.

***

Rzeczywiście, trzy dni później, po śniadaniu, wszyscy byli bardzo podekscytowani, ponieważ na porannym posiłku została ogłoszona bardzo ważna rzecz. A mianowicie, wiadomość o rozpoczęciu Turnieju Trójmagicznego. Od godziny, wokół Czary Ognia stał tłumek ciekawskich uczniów, którzy pragnęli dowiedzieć się, kto będzie tak odważny i się zgłosi. Ku dezaprobacie studentów, ograniczenie wieku obowiązywało nadal, więc tylko najstarsi uczniowie wrzucali swoje karteczki do naczynia.
Hermiona siedziała na jednej z ławek, relaksując się i czytając "Przewodnik po magii średniowiecznej". Też była ciekawa osób, które pragnęły startować, więc wybrała miejsce, z którego mogła dogodnie obserwować Czarę. Dzień był pogodny, słońce mocno grzało, choć był już środek października. Dziewczyna zamyśliła się. Spojrzała na swój nadgarstek i bransoletkę, którą dostała od Rona w zeszłym tygodniu. Ostatnio znacznie się pohamował, jednak co najmniej raz w tygodniu miał napad złości. Ale widać było, że się starał i choć Hermiona nie czuła już do niego tego samego co kiedyś, cieszyła się, kiedy byli razem. Pomimo tego, co jej zrobił, kochała go nadal. Nie dało się od tak zapomnieć spędzonych razem lat. Z rozmyślań wyrwało ją skandowanie.
- Potter! Potter! Potter! - Gryfoni krzyczeli, witając Harry'ego, który podążał w stronę Hermiony. Seamus jednak zagrodził mu drogę.
- Ej, Harry! Wrzucasz swoją kartkę, czy nie? Gryfoni muszą mieć Pottera! - wykrzyknął, co spotkało się z entuzjazmem domu lwa.
- Przykro mi, Seamus - powiedział Harry przepraszająco. - ale uzgodniłem z psorką, że ja nie będę brał udziału. - jego słowa wywołały buczenie i jęki. Wybraniec zręcznie przecisnął się przez tłumek i dotarł do Hermiony.
- Ty nie chcesz wziąć udziału? - spytał.
- Nie, coś ty. To nie w moim stylu. Zresztą... nie chcę. - odpowiedziała, niekoniecznie zgodnie z prawdą. Ostatnio dziewczynie brakowało jakiejkolwiek rozrywki.
- Jasne, Miona - powiedział Harry z powątpiewaniem w głosie. - Wiesz co? Mam pomysł! Choć! - wykrzyknął, a Hermiona wyobraziła sobie, jak nad jego głową zapala się żółta żarówka, jak w mugolskich kreskówkach.
Biegli korytarzami Hogwartu, a Gryfonce przed oczami przelatywały wszystkie wspomnienia, jakie razem przeżyli. W końcu zatrzymali się przed ścianą, z którą wiązało się wiele wspomnień. Gwardia Dumbledore'a... brązowowłosa doskonale pamiętała dzień, w którym stowarzyszenie zaczęło istnieć.
- Harry... po co tu przyszliśmy?
- Mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiechnął się chłopak. Pociągnął dziewczynę i razem przeszli przez wielkie drzwi, które nagle pojawiły się w ścianie. Hermiona zaśmiała się. Jej śmiech był szczery. Naprawdę szczery. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczuła się naprawdę szczęśliwa. Jednak uczucie to od razu wygasło, gdy zobaczyła, kto jeszcze przebywał w Pokoju Życzeń. Czarne spodnie, biała koszula i zielony krawat. Tlenione włosy. Arystokrata siedział na fotelu obitym w czarną skórę. Wpatrywał się w jakieś zdjęcie, jednak w chwili, w której usłyszał Granger i Pottera, podniósł stalowo-błękitne tęczówki. Hermionie śmiech uwiązł w gardle, gdy Malfoy wbił w nią przepełnione zdziwieniem i złością spojrzenie.
- Harry, czy to jakiś... - nie dokończyła, patrząc zszokowana na Wybrańca. Jednak po jego twarzy poznała, że chłopak nie miał z tym nic wspólnego - był równie zdumiony co ona.
- Spadam stąd - Draco uniósł się z fotela. Wepchnął zdjęcie do tylnej kieszeni spodni i wyszedł z pokoju, nie zaszczycając Hermiony ani jednym spojrzeniem.
Harry popatrzył na Gryfonkę i wzruszył ramionami.
- To Malfoy. Nie próbujmy go zrozumieć. - uśmiechnął się.
- Masz rację. - dziewczyna odwzajemniła uśmiech - Poza tym, chyba miałeś mi coś pokazać.
- A, racja - wyszczerzył zęby.
W kącie pokoju stała mała szafka. Chłopak podszedł do niej i otworzył drugą szufladę. Wyciągnął z niej oprawiony album. Wrócił do przyjaciółki, przytulił ją i podał wolumin. Dziewczyna otworzyła album.
Na pierwszej stronie, pięknymi literami, wypisane słowa:

Nic dwa razy się nie zdarza 
i nie zdarzy. Z tej przyczyny 

zrodziliśmy się bez wprawy 

i pomrzemy bez rutyny.



Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.


Zawsze byli inni. Golden Trio. Tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Bo kto powiedział, że miłość nie może być przyjaźnią? Zdjęcia przywracały wspomnienia. Wspomnienia przywracały uśmiech.
Pierwszy rok szkoły, oni razem. Ron wyszczerzył zęby, Harry się śmiał. Tylko ona zachowała powagę do zdjęcia.
Hermiona doskonale pamiętała tamten dzień. Było to niedługo po uratowaniu jej przed trollem. Była wdzięczna chłopcom, jednak starała się nie okazywać uczuć. Co z tego, przecież serce sądziło inaczej. Chwile później, mała Miona na zdjęciu roześmiała się i objęła przyjaciół.
Tu Gwardia Dumbledore'a w komplecie, tam Hermiona z Ronem, gdzie indziej Neville uśmiechający się. Luna przymierzająca okulary Harry'ego, Seamus pokazujący język. Bliźniaczki Patil, nawet Charlie i Bill. Każde zdjęcie przypominało Hermionie kogoś innego. Bliźniacy. Jak zwykle roześmiani... Brązowowłosa pogładziła kciukiem Freda. Bardzo jej go brakowało, ale nie jego jednego. Kartkowała, oglądała, płakała. Dwa razy zacięła się kartką w palec. Jednak po obejrzeniu całego albumu, czuła się naprawdę dobrze. Poczuła, jakby odzyskała część siebie. Szczęśliwe wspomnienia.
Na ostatniej kartce widniały podpisy wszystkich. Wszystkich, których kochała, którzy przeżyli tę trudną walkę z rzeczywistością.
- Ja... nie wiem co powiedzieć, Harry. Dziękuję...
- Nie dziękuj mi, Miona. Nie sam przyczyniłem się do powstania tego albumu. Było ciężko, ale - spojrzał dziewczynie prosto w oczy - było to warte twojego uśmiechu.

*** 

Spędziliśmy w Pokoju Życzeń cudowny wieczór. Na nasze życzenie pojawił się tam kominek, miska z ciasteczkami i kremowe piwo. Czułam się, jak gdyby u ramion wyrosły mi skrzydła, które zaraz miałyby wznieść mnie do góry. Dawne lata spędzone w Hogwarcie powróciły, a czas jakby się zatrzymał.
- Chyba czas wracać, Herm - Harry postanowił zepsuć piękno chwili.
- Taa, masz rację. Ale nie chcę jeszcze iść.
- Ja też nie chcę. Jednak wątpię, czy chcesz teraz natknąć się na Filcha. - wyszczerzył zęby chłopak.
- Nie chcę... ale... pozwól mi tu jeszcze chwilę zostać. Idź już, zaraz cię dogonię.
- No dobrze, ale streszczaj się.
Zostałam w pokoju sama. Nie wiedziałam, czemu poprosiłam Harry'ego o chwilkę czasu spędzonego tu samotnie, ponieważ znowu zrobiło mi się jakoś smutno. Nie chciałam przedłużać tego uczucia i powolnym krokiem udałam się do wyjścia. Nagle coś kazało mi się jednak zatrzymać. Jakaś rzecz na podłodze  przykuła moją uwagę. Na pierwszy rzut oka można było tego nie zauważyć, jednak dla moich oczu, doświadczonych już, po dokładnym studiowaniu wielu książek, wszystko wokół wydawało się mieć znaczenie. Na pozór nieważny kawałek papieru leżał parę centymetrów od drzwi. Podeszłam bliżej, moje ciało przeszyły dreszcze. Podniosłam karteczkę. Była cienka jak liść i pomięta. Jednak dla kogoś ważna... dla kogoś... osoba, która widniała na tym małym, pogniecionym zdjęciu  była matką. Dla kogoś... Narcyza Malfoy patrzyła z miłością w oczach na małego, nowonarodzonego szkraba, który spał, wtulony w jej ramię. Chłopiec miał pare ślicznych blond włosków, a także, jak domyślała się Hermiona, błękitne oczy o odcieniach srebra. Odwróciła kartkę i odczytała napis w prawym górnym rogu. Atrament był już rozmazany, a słowa wyblakłe, jednak Hermiona zdołała odczytać datę i trzy słowa:

5 czerwca 1980 r. 

Kocham Cię, synku.


***

Następnego dnia, Hermiona na próżno próbowała złapać Malfoy'a, by oddać mu - jak słusznie się domyślała - zdjęcie, które musiało wypaść z jego kieszeni poprzedniego wieczoru. Przez cały czas jednak byli przy nim Blaise lub Astoria, a dziewczyna uznała, że Ślizgon mógłby nie chcieć, by ktokolwiek widział tak osobiste zdjęcie.
Czarę Ognia cały czas oblegał tłumek, ponieważ na zgłaszanie się był czas do końca tygodnia, więc choć Hermiona miała okazję dać arystokracie karteczkę w holu, przed śniadaniem, nie zdołała dopchnąć się do niego. Po porannym posiłku, przyszedł czas na eliksiry, co Hermiona potraktowała jako dobry pretekst, by zamienić z chłopakiem parę słów. Nadal musiała dzielić z nim ławkę i choć specjalnie jej to nie cieszyło, a ich kontakt na lekcjach eliksirów ograniczył się do ''podaj mi trochę wywaru'', ''zamieszaj to'', czy ''podgrzej to do 210 stopni'', tego dnia Gryfonka ucieszyła się, że będzie mogła pozbyć się kłopotliwego problemu.
Gdy Gryfoni i Ślizgoni weszli do sali, Hermiona położyła torbę na ławce. Chciała odezwać się do swojego partnera, jednak w słowo weszła jej nauczycielka.
- Dzisiaj chciałabym, żebyście się trochę bardziej wykazali - powiedziała profesor Phill, kładąc specjalny nacisk na słowo ''bardziej''. - Będziecie pracować w czteroosobowych grupach. Waszym zadaniem będzie wyważyć Eliksir Słodkiego Snu, ponieważ ostatnio ciężko sypiam - nauczycielka roześmiała się bezgłośnie. - Co do grup... możecie dobrać się sami, jednak wymagam, by w każdej grupie była dwójka Ślizgonów i dwójka Gryfonów. 
Po jej słowach,  w klasie zrobił się prawdziwy harmider. Chwilę później jednak, przy stoliku panny Granger pojawił się Diabeł, ciągnący za rękę Ginny. Dziewczyna opierała się mu trochę,  a przynajmniej starała się sprawiać takie wrażenie - widać było jednak,  że jest całkiem zadowolona z obrotu sprawy.
Hermiona opuściła głowę zawiedziona.

***

- Eliksir Słodkiego Snu jest łatwy do uwarzenia - powiedziała starsza Gryfonka, zwracając się głównie do Wiewiórki. - w drugiej klasie zrobiłam go po raz pierwszy.
- Interesujące. - mruknął Dracon, wyraźnie znudzony.
- Będziemy potrzebowali  dwóch kropli śluzu gumochłona, 6 miarek standardowego składnika i po cztery gałązki waleriany i lawendy. - wyliczyła Hermiona. - Ginny, pójdź po składniki, proszę.
- Jasne. - odezwała się Gryfonka. Obróciła się napięcie i pomaszerowała w stronę schowka.
- Czekaj, Wiewiórko! - krzyknął za nią Blaise. - Pójdę z tobą!
Draco Malfoy zmarszczył brwi. Diabeł zachowywał się dziwnie. Od jakiegoś czasu, gdy spotykał Weasley'ównę, jego oczy stawały się rozmarzone, a on sam odpływał w nieznany świat marzeń. Wydawałoby się, że Zabini zauroczył się młodą Gryfonką, jednak Smok znał przyjaciela - chłopak często był zauroczony, jednak tak, jak w stosunku do Rudej, nigdy się nie zachowywał.
Diabeł podążył za rudowłosą dziewczyną, a Hermiona postanowiła wykorzystać chwilę, w której została sam na sam ze Ślizgonem.
- Wiesz, Malfoy...
- Czego chcesz, szlamciu? - chłopak uśmiechnął się nieprzyjemnie, jak to kiedyś miał w zwyczaju.
- Draconie Lucjuszu Malfoy! Czy ty choć raz nie potrafisz być miły?! - Gryfonka nie wytrzymała.
- Więc znasz moje drugie imię? Jak miło. - sarkastycznie rzucił Książę Slytherinu. Nienawidził tego imienia. Przywodziło na myśl najgorsze, najstraszniejsze wspomnienia.
- Tak się składa, że... - Hermiona urwała w pół słowa, ponieważ obok jej ławki nagle pojawiła się nauczycielka.
- Hermiona Granger, jak mniemam? - powiedziała, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - mam nadzieję, że nie przeszkadzam pani w rozmowie?
- Ja... przepraszam, pani profesor. - szepnęła Hermiona, w myślach karcąc samą siebie. Co miała za pomysł, żeby rozmawiać na lekcji? Pewnie już straciła punkty u nauczycielki, a bardzo zależało jej, żeby zrobić dobre wrażenie. Zawsze lepiej być w dobrych stosunkach z gronem nauczycielskim - to może się przydać podczas OWUTEM-ów.
- Dobrze, tym razem przymknę na to oko. - nauczycielka skinęła głową. Jej czarne włosy były związane w misternego koka, a ubiór przypominał dawne czasy. Zielona szata do ziemi i szerokie rękawy sprawiały, że kobieta przypominała księżną. - Chodzi mi o pana Malfoy'a.
Arystokrata spojrzał na kobietę. Ta odwzajemniła spojrzenie i szepnęła:
- Pana ojciec czeka na pana.
Ślizgona wyraźnie to zszokowało. Gdy wreszcie ochłonął, odezwał się głosem kompletnie pozbawionym jakichkolwiek uczuć:
- Po co przyszedł?
- O to musi pan już jego spytać. - odpowiedziała cicho nauczycielka. Dotknęła pleców chłopaka i lekko popchnęła w stronę wyjścia. Młody mężczyzna wyszedł z sali od eliksirów.

***
*w tym samym czasie*

W schowku pachniało przyprawami, suszonymi ziołami i, co gorsza - perfumami Zabiniego. Pomieszczenie było małe, a na dębowych półkach leżały fiolki i składniki. Ginny czuła, że zaraz zemdleje - była sam na sam ze Ślizgonem, jeszcze w dodatku z TYM Ślizgonem. Tym, który potrafił doprowadzić ją do płaczu. Ze śmiechu, ma się rozumieć. Serce łomotało jej w piersi. Lubiła Zabiniego, różnił się od tych, których znała. Mulat właśnie przyglądał się małej kałamarnicy, która pływała w słoiku nasączonym jakąś substancją.
- No popatrz, Weasley. Ty, ja. Sami. Widać los tak chciał. - mrugnął do dziewczyny, która zignorowała jego zaczepkę.
- Lepiej zajmij się ważniejszymi sprawami - powiedziała, próbując nie uśmiechnąć się mimowolnie. - znajdź mi śluz gumochłona.
- Ach, Wiewiórko. Naprawdę uważasz, że szukanie śliny kolejnego dziecka Hagrida, jest ważniejsze, niż wykorzystanie takiej cudownej okazji...? - powiedział Ślizgon z pretensją, jednak zaczął chodzić między półkami, w poszukiwaniu składnika.
- Uznam, że to pytanie retoryczne. - mruknęła pod nosem dziewczyna i sama zaczęła buszować po składziku. Nagle poczuła szarpnięcie do tyłu. Zabini nakrył jej oczy rękoma.
- Zgadnij kto to. - powiedział do Gryfonki ze śmiechem.
- Och, Diable. Bo akurat tak trudno zgadnąć. - powiedziała, próbując wyszarpnąć się z silnych objęć. W końcu poddała się i zamiast do przodu, obróciła się wokół własnej osi, tak, że ręce Ślizgona znalazły się na tyle jej głowy, a ona sama stykała się z nim nosami. Dziewczyna jęknęła, kiedy dłoń Zabiniego powędrowała na jej policzek. Nie oponowała jednak, tylko mruknęła:
- Blaise, chyba cię porąbało...
- W szpitalu Munga stwierdzili to samo, więc chyba nie ma się czym przejmować. - uśmiechnął się chłopak. Do nosa Ginny doszedł przyjemny zapach mięty.
- No nie mów, że nie masz ochoty mnie pocałować.
- Ja... ciebie? Jesteś...
- Wspaniały? Wiem. - wyszczerzył się mulat.
- Jesteś idiotą, Zabini. Idiotą.
- W twoich ustach brzmi to tak uroczo, że muszę ci wybaczyć.
- Och, Diable... co ja z tobą mam.
- Będziesz miała cudowne życie, jeśli podejmiesz właściwą decyzję. Którą jest pocałowanie mnie... teraz. - wyszeptał. Jego usta powoli przybliżały się do malinowych warg rudowłosej. Dziewczyna chciała zaoponować, jednak ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Kolana ugięły się pod nią. Zemdlała.

***
*w tym samym czasie* 

Draco Malfoy mierzył ojca pogardliwym spojrzeniem. Jego wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu, a oczy zwęziły w wąskie szparki.
- Widzę, że wypuścili cię z Azkabanu. No proszę. Widać nie wiedzą, jaki jesteś naprawdę.
- Pyskujesz jak zawsze. A wydawało mi się, że przybyłem tu, by interweniować.
- Nie rozumiem.
- Jak wielu innych rzeczy. - Lucjusz rozejrzał się po salonie Ślizgonów. Wystrój był o wiele za przytulny, jak dla niego. - Przejdźmy do sedna sprawy. Mianowicie, doszły mnie słuchy, że zadajesz się ze szlamami.
- Ze szlamami? Ja? - kpiąco zapytał Dracon.
- Dokładniej z niejaką panną Granger, która pochodzi z mugolskiej rodziny. I jeszcze z tą, jak jej tam - Weasley. Czysta krew, lecz nie życzę sobie, by mój syn zadawał się z ludźmi takiego pokroju.
- No proszę, tatuś zaczął się o mnie troszczyć. - z ironią rzucił Ślizgon.
- Tu nie chodzi o ciebie. Ludzie gadają.
- I tak gadają. Myślałem, że kogo jak kogo, ale ciebie to nie obchodzi.
- Draco... ludzie się nie zmieniają, ot tak. Ludzie to istoty, które nie potrafią pogodzić się z własną niższością. Powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy w hierarchii. Wywodzisz się z wysokiego rodu. Jesteś arystokratą. Przestań myśleć i spójrz na siebie. Uważasz, że z dnia na dzień obarczyłoby cię poczucie winy? Jesteś za młody by to zrozumieć. Zejdź na ziemię, przestań marzyć. Naszym celem w życiu jest podążanie ścieżką, którą nam wyznaczono. Twoją drogą jest bycie takim jak ojciec. Zrozum to wreszcie, bo pomyślę, że nie mam syna.
- Nie. To ja nie mam ojca. - wycedził Draco.
- Kiedyś się nauczysz, że musisz mnie szanować - odpowiedział Lucjusz tym samym tonem. - ale do rzeczy. Chyba nie myślałeś, że pojawiłem się w tym plugawym miejscu bez powodu?

***

- Panno Granger, bardzo mi przykro, ale to koniec odwiedzin na dziś. Jest późno. Pacjentka musi odpocząć.
- Ale... proszę, tylko sekundkę!
- Sekundka już minęła, proszę wyjść.
- Ech, no niech będzie - mruknęłam zawiedziona. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Ginny. Jej policzki były zarumienione, wyglądała całkiem zdrowo jak na mój gust. Nawet zbyt zdrowo. Unikała mojego spojrzenia, a jej wargi cały czas drżały, ni to z radości, ni to ze smutku. Dziewczyna zachowywała się dziwnie, a ja obiecałam sobie, że nazajutrz przyprę ją do muru i wyciągnę wszystkie informacje na temat tego, co zaszło między nią, a Diabłem. Na ten czas wyszłam jednak ze skrzydła szpitalnego i podążyłam do dormitorium Gryfonów. Szłam ciemnym korytarzem - było już dość późno, a cisza przyprawiała mnie o dreszcze. Z oddali dobiegało mnie jasnoniebieskie światło, jakie dawała Czara Ognia. Przyspieszyłam kroku, nie chciałam chodzić sama po złowrogich korytarzach, bo od razu przychodziły mi na myśl historie, które uwielbiał opowiadać nam Harry. O zaginionych uczniach, o duchach... Dobrze, że mnie teraz nie widział. Śmiałby się z drżących rąk i kolan jak z waty. Serce kołatało mi mocno w piersi. Pomyślałby kto, że taka Hermiona przeżyła o wiele straszniejsze rzeczy, a zwykły cień czający się przy Czarze Ognia przyprawiał ją o dreszcze, pomyślałam. Ale, gdy owy cień się poruszył, omal nie pisnęłam ze strachu. Czym prędzej schowałam się za najbliższą kolumną, uważając, by nie narobić hałasu.
- Heh. - mruknął cień. Pomyślałam, że mnie dostrzegł, jednak on tylko powiedział coś do siebie. Nachylił się nad czymś, co wyglądało jak mała karteczka papieru. W jego ręce dojrzałam pióro. Twarz jednak cały czas ukryta była w cieniu, więc nie mogłam dojrzeć, kogo obserwuję. Nagle cień wyprostował się. Schował pióro do kieszeni i podszedł do Czary, w której świetle dojrzałam dobrze znaną mi twarz. Chłopak wrzucił karteczkę do ognia, który na chwilę zapłonął jasnym pomarańczem.
- No, Smoku. I tak pewnie cię nie wylosują. - mruknął sam do siebie Ślizgon i podążył w stronę lochów.
Wtedy  wpadło mi to do głowy. Przecież właśnie nadarzyła się świetna okazja, żeby oddać Malfoy'owi jego zgubę! Bez zwłoki pobiegłam za Księciem Slytherinu, który zdążył już zejść po schodach.
Chłopak szedł dziarskim krokiem, jednak o dziwo, wcale nie w stronę lochów. Zdziwiło mnie to, jednak nadal podążałam za nim. Gdy przeszedł przez jakieś drzwi, nadeszły mnie wątpliwości. Nie chciałam jednak go zgubić, więc weszłam do ciemnego pomieszczenia. Troszkę za późno zorientowałam się, że był to schowek na miotły.
- Naprawdę, Granger? Byłaś tak głupia, że myślałaś, że cię nie usłyszałem? Pisnęłaś tak głośno, że prawie Hogwart obudziłaś. Myślałem, że jesteś bystrzejsza. - z nicości dobiegł mnie zimny głos arystokraty. Było ciemno, więc moje spojrzenie trafiało na czerń. Usłyszałam, jak Malfoy zamyka drzwi od schowka, widać on widział w ciemności lepiej niż ja. Nagle poczułam jego oddech niebezpiecznie blisko, tuż nad lewym uchem.
- Niebezpiecznie jest chodzić samej po Hogwarcie, o tak późnej porze, szlamciu. Miałaś szczęście, że to byłem ja, a nie taki Nott. Już byłoby po tobie, wiesz?
- Chyba wolałabym spotkać Notta, niż ciebie.
- Za nim też byś szła? - spytał z ironią w głosie. Jego słowa przypomniały mi o prawdziwym powodzie, dla którego się tu znalazłam.
- Nie... to nie tak. Pamiętasz ten wieczór, kiedy spotkałam cię z Harry'm w Pokoju Życzeń? Chyba to zgubiłeś - wyjąkałam, z trudem znajdując słowa. Przeszkadzała mi bliskość Ślizgona i świadomość, że jest tuż obok. Szybko wyjęłam zdjęcie z kieszeni szaty, pragnąc jak najszybciej zakończyć tę krępującą sytuację. Podałam kartkę Draconowi. Poczułam jak jego oddech przyśpiesza, prawie słyszałam bicie jego serca.
- Skąd to masz? - wyjąkał, wyraźnie zmieszany. Zaraz jednak odzyskał dawną powagę i stanowczość. - No tak, zgubiłem. - odpowiedział sam sobie.
- A ja je znalazłam - powiedziałam, czekając na jakiekolwiek słowo podziękowania.
- Tego już zdążyłem się domyślić.
- I? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Może chociaż ''dziękuję''? - zasugerowałam zirytowana jego sarkastycznym tonem.
- Dzięki, szlamciu - potrafiłam sobie wyobrazić jego nieprzyjemny uśmiech, gdy wypowiadał te słowa.
- No wiesz, Malfoy... Oddałam ci twoją zgubę, ale ty i tak musisz skorzystać z okazji i mnie obrazić. Dzięki. - mruknęłam. - Ale... wiesz, ja też skorzystam z okazji. Muszę cię o coś spytać. Coś, czego nie rozumiem.
- No proszę, czyżby Panna-Wszytko-Wiedząca czegoś nie wiedziała? - kpiąco spytał Ślizgon.
- Chodzi o to - zignorowałam jego obelgę - że nie rozumiem... przyjaźniliśmy się. Chyba. Przynajmniej się... kolegowaliśmy. Tolerowaliśmy się nawzajem. A potem ty przychodzisz nagle i oznajmiasz, że nawet mnie nie lubiłeś. Że mam o tym wszystkim zapomnieć. O co w tym chodzi, do cholery? Chcę znać prawdziwy powód twojej przemiany. Zmieniłeś zdanie tak nagle... - zamilkłam, czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. Stałam i czekałam, ale on siedział cicho. Jedynym odgłosem był jego oddech i dzikie łomotanie mojego serca.
- No dobra. Nieważne, skoro i tak nie zamierzasz odpowiedzieć. - szepnęłam, wiedząc jak głupio to zabrzmiało i postąpiłam krok w kierunku, w którym, jak mniemałam znajdowało się wyjście. Malfoy jednak mocno złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie. Serce podeszło mi do gardła. Wiedziałam już, co potrafi zrobić mężczyzna, kiedy zalezie się mu za skórę, a w oczach Malfoy'a bynajmniej nie widziałam dobroci. Stalowe tęczówki przewiercały mnie od środka, jednak tym razem postanowiłam nie odpuścić - podniosłam wzrok i odwzajemniłam spojrzenie. Źrenice Ślizgona były zimne, nieprzeniknione, pozbawione uczuć. Przez jedną tylko chwilę miałam wrażenie, że Malfoy się... zawstydził, jednak uczucie zaraz znikło.
- Więc chcesz znać prawdę? - wycedził chłopak, a ja poczułam przyjemny zapach połączenia jego perfum i nutki mięty. Głęboko zaczerpnęłam powietrza. Nasze twarze prawie się stykały, gdyby nie to, że Ślizgon był ode mnie o pół głowy wyższy. Chłopak nadal trzymał mnie za łokieć, jednak nagle poczułam, że zwalnia uścisk. Jego dotyk stał się delikatniejszy, a spojrzenie złagodniało. Prawie bezwiednie oparłam rękę na klatce piersiowej Dracona. Wzdrygnął się, jednak jego wyraz twarzy nie zmienił się.
- Powiem ci prawdę, Granger. Skoro tak bardzo tego chcesz. Ale jeśli naprawdę zaczęło zależeć ci na mnie czy na Diable, to prawda zaboli.
- Wolę znać najgorszą prawdę, niż najpiękniejsze kłamstwo - wyszeptałam cicho.
- Dobrze więc. Prawda jest taka, że... Wszystko stało się przez jeden, zwykły zakład. Jeszcze w pociągu zdążyłem założyć się z Nottem, że... że nie uda mu się uwieść pewnej kobiety. Zasady niestety były ostre - ten, który przegrał miał spędzić miesiąc z wyznaczonymi przez przeciwnika Gryfonami. Nott wygrał, więc kara spotkała mnie. A karą byłaś ty i Weasley'ówna. Blaise postanowił mnie wspomóc, więc czas został zmniejszony o połowę. Oto cała historia, Granger. Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ja mógłby dobrowolnie zacząć przyjaźnić się z tobą czy z Rudą? Proszę cię. - w jego głosie wyczułam pobłażanie. Do oczu napłynęły mi łzy. Moja ręka, która wcześniej spoczywała na jego piersi zacisnęła się w pięść. Zapragnęłam go uderzyć, jednak wyszło z tego tylko lekkie uderzenie o klatkę piersiową, które zabolało bardziej mnie, niż Ślizgona. Ostatkiem sił oparłam głowę na jego piersi, łkając bezgłośnie. Ostatnim, co chciałam teraz robić było dotykanie blondyna, ale bardzo potrzebowałam wtedy czyjejś bliskości. Ironia losu - właśnie przez niego przecież płakałam.
- Granger... - w głosie chłopaka wyczułam zmieszanie, jednak nie obchodziło mnie to. Płakałam dalej. Nie wylewałam dużo łez - jednak cierpiałam bardziej niż kiedykolwiek. Byłam głupia. Jak mogłam myśleć, że ten Ślizgon, tak bardzo zadufany w sobie, mógłby zacząć zadawać się ze szlamą?
- Granger. - tym razem w jego głosie zabrzmiała stanowczość. Jego ręka powędrowała do mojej twarzy. Ślizgon złapał mnie za podbródek, zmuszając do spojrzenia na siebie. Jego oczy jak zwykle były nieskończoną, nieprzeniknioną studnią bez dna. Nie wiedziałam o czym myśli, nie wiedziałam, jakie uczucia kłębią się w jego głowie.
- Posłuchaj mnie teraz, bo nigdy więcej tego nie powtórzę. - powiedział chłopak. Pochylił się w moją stronę, a jego usta prawie dotykały mojego ucha - Przepraszam. - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałam. - Przepraszam. - powtórzył. Nie odpowiedziałam. Chłopak wyprostował się, jednak gdy to robił, jego usta przypadkiem musnęły mój policzek, a mnie przeszył dreszcz. Po raz ostatni spojrzałam na Ślizgona, po czym wybiegłam z pomieszczenia. Moim największym marzeniem było znaleźć się z powrotem we własnym łóżku i przestać myśleć o niechcianym uczuciu bólu, które jeszcze ściskało moje serce.

***

- Widzisz, Smoku. A ty się śmiałeś, kiedy mówiłem, że dziewczyny mdleją na mój widok.
- Dobra, przekonałeś mnie, poddaję się. Jesteś idiotą.
- Powiedział Draco. - ironizował Blaise. Draco tylko mruknął coś w odpowiedzi. Wstał z łóżka i podszedł do szafy. Był w samym podkoszulku i bokserkach - umięśnione ciało doskonale rysowało się pod białym materiałem obcisłego tiszertu**. Książę Slytherinu wyciągnął z szafy dwie butelki Ognistej i specyfik na kaca. Jedną z butelek rzucił przyjacielowi.
- Mam nadzieję, że nie doprawiłeś tej Whisky jakimiś swoimi dodatkami - powiedział - ostatnim razem, jak ją wypiłem o mało co nie pocałowałem Granger - dodał cicho, wyraźnie zawstydzony. Blaise zaśmiał się w odpowiedzi;
- Nie, to czysta Ognista. A co do tamtej butelki, to pewnie nie zwróciłeś uwagi na czaszkę z piszczelami, którą narysowałem na etykiecie? Chciałem ją podrzucić Hagridowi. Teraz wiem, czemu znikła.
- Ach, więc to była czaszka? Byłem przekonany, że ten pseudo-rysunek przedstawiał ciebie. - tym razem to Draco się zaśmiał. Otworzył butelkę i pociągnął z niej duży łyk. Do ust wlał się gorzki smak, a gardło zapiekło przyjemnie. W głowie trochę mu się zakręciło, co pozwoliło zrelaksować się i odstawić w zapomnienie dzisiejszy wieczór. Bynajmniej, choć Ognista miała pomóc zapomnieć o rozmowie z Granger, Blaise'a to nie dotyczyło:
- A tak właściwie, Smoku - zapytał mulat - czemu dziś wróciłeś tak późno? Randka z Astorią, Daphne czy Millicentą?
- Z żadną z nich - odpowiedział blondyn - tym razem miałem randkę z... Granger, jeśli można to było nazwać randką - zamyślił się. Zabiniemu opadła szczęka.
- Ty i Granger?! Na randce?!
- Spokojnie, żartowałem. To było coś jak przyjacielskie... a właściwie mniej przyjacielskie spotkanie.
- Biedna dziewczyna. Co jej zrobiłeś? - spytał Blaise z troską.
- Nic... powiedziałem to co, chciała usłyszeć. Prawdę. - powiedział drugi Ślizgon, ale widząc niepojmujące spojrzenie przyjaciela dodał - powiedziałem jej prawdę na temat zakładu. - wyznał, wzdychając.
- Po co to zrobiłeś?! - Blaise był wyraźnie zdenerwowany - Teraz ona powie o tym Wiewiórce, a wtedy...
- Weasley ci się podoba, co? - zapytał zmęczonym głosem Dracon.
- Ja... Nie... Znaczy... - zmieszał się Zabini, jednak dodał po chwili zrezygnowany - Bardzo.
- Tak myślałem. - Draco położył się na łóżku. Upił łyk Ognistej, po czym odłożył ją na szafkę nocną. - Nie chcę cię martwić, ale... ty i Ruda nigdy nie będziecie razem. To nie wypali.
- Niby czemu? Czemu jesteś takim pesymistą, Smoku?
- Nie jestem pesymistą, Blaise. Chodzi tylko o to, że... ty jesteś arystokratą. Nie powinieneś zadawać się z kimś takim jak Weasley. Ludzie będą gadać. - Draco skrzywił się, uświadamiając sobie, że powtarza słowa ojca.
- Nie obchodzą mnie ludzie, Malfoy! - Blaise spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. Wyraźnie nie spodobały mu się słowa blondyna. - Obchodzi mnie tylko szczęście Wiewiórki.
- Od kiedy ją kochasz? - spytał Draco smutno.
- Pamiętasz tamten dzień, mniej więcej zeszłego roku, kiedy zostałem zaproszony do Klubu Ślimaka, a potem Pansy oskarżyła mnie, że Ginny mi się podoba?*** - Książę Slytherinu przytaknął - No, mniej więcej od tamtego momentu. A teraz... kiedy poznałem ją lepiej... poczułem, że się w niej zakochałem. Jak szczeniak, wiem. Ale ona sprawia, że jestem szczęśliwy. Dlatego pragnę, żeby ona też była szczęśliwa. Bo wierzę, że kiedyś moje marzenie się spełni. Bo nie jestem takim pesymistycznym dupkiem jak ty, Draco. - powiedział oschle Diabeł. Draco popatrzył w piwne oczy przyjaciela, który natychmiast pożałował swoich słów. Oczy Smoka, po raz pierwszy w życiu, były jak otwarte karty. Zabini z łatwością mógł odgadnąć uczucia chłopaka, choć nawet dla niego, tak bliskiego kamrata Dracona, była to na co dzień rzecz nieosiągalna. Tym razem jednak, w stalowych tęczówkach Ślizgona widać było zmęczenie, ból i smutek.
- Draco... - Blaise usiadł na swoim łóżku i zaczął przyglądać się  przyjacielowi z uwagą. - co się z tobą dzieje?
- Tatuś postanowił mnie odwiedzić. - Smok był wyraźnie rozdrażniony. - I zaszczycił mnie pewną wspaniałą wiadomością.
- Jaką? - spytał z uwagą Blaise, słysząc głos przyjaciela, który ociekał sarkazmem.
- Problem w tym, że nie mogę ci powiedzieć. - Ślizgon wziął ręcznik i wyszedł do łazienki, zostawiając osłupiałego Diabła siedzącego na łóżku.

***

Tydzień minął szybko, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Zabini próbował drążyć temat, jednak Draco cały czas zbywał go słowami, że nie może powiedzieć; stał się też zamknięty w sobie i coraz więcej czasu spędzał samotnie na błoniach. Ginevra zaczęła zdecydowanie unikać Diabła, co wprawiło go w melancholię. Hermiona z kolei poświęciła się na naukę. Zaczęła się jesień, dziewczyna większość czasu spędzała na błoniach, czytając; lubiła patrzeć na kolorowe liście i pragnęła wykorzystać piękną część jesieni, by napawać się nią. Postanowiła nie mówić Wiewiórce o intrydze Ślizgonów - nie chciała martwić przyjaciółki. Rzeczywistość przytłaczała, a brązowowłosej zależało tylko na świętym spokoju. Niestety o spokoju mogła tylko pomarzyć...
Nadszedł wielki dzień, mianowicie wybieranie członków do Turnieju Trójmagicznego. Uczniowie byli szczęśliwi - odwołano wszelkie lekcje na czas jego trwania, choć większość nauczycieli postanowiła zadbać, by studenci mieli co robić - masa esejów do napisania i stron do przeczytania.
Wielka Sala, przystrojona jak zwykle w barwy czterech domów, mieniła się srebrno złotym blaskiem, a jej ściany wypełniał gwar rozmów. Wszyscy byli zniecierpliwieni i ciekawi przedstawicieli, którzy mieli zostać wybrani. Prawie Bezgłowy Nick dyskutował o czymś zażarcie z Deanem, zawzięcie gestykulując. Puchoni jako jedyni siedzieli cicho - raz już Hogwart przypłacił życiem jednego z uczniów podczas trwania Turnieju Trójmagicznego, a był to właśnie podopieczny Hufflepuff'u. Nie wszystkim uśmiechała się wizja, że któryś z ich przyjaciół będzie walczył dzielnie o śmierć czy życie.
Hermiona wkroczyła dziarskim krokiem do Wielkiej Sali, lecz jej głowa opuszczona była posępnie - Ronald stał tuż obok niej, ściskając jej ramię. Dziewczyna wiedziała, że starał się nie sprawiać jej bólu, jednak jego nawyk pozostał, a ręka pewnie już robiła się sina. Gdy Gryfonka podniosła oczy, starając się nie okazywać bólu, który jej zadawał, jej oczom ukazał się piękny widok - Wielka Sala wyglądała niesamowicie. Szczerozłote i srebrne puchary stały na stołach domów, a w nich iskrzyła się złota ciecz, której zapach unosił się w Hogwarcie. Miód pitny, tak pyszny, że gdy się go spróbowało nie mogło się przestać, a język rozpływał się, pod wpływem słodkiego płynu. Po raz pierwszy podczas wizyt Hermiony w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie na stołach były obrusy - oczywiście odpowiadające kolorami do każdego z domów. Na środku sali stała Czara Ognia - tak misternie zdobiona, że widać było każdy jej szczegół, gdy mieniła się niebieskim światłem. Jednak nie to zwróciło uwagę Hermiony - jej wzrok przykuła jedna osoba przy Ślizgońskim stole. Osoba, do której należały stalowe tęczówki, które właśnie patrzyły na nią jadowitym wzrokiem. Brązowowłosa nie odwróciła wzroku, tylko odwzajemniała spojrzenie, a chłopak pochylił głowę zmieszany. Chwilę później Ślizgon wdał się w żywą dyskusję z Blaise'm, za wszelką cenę starając się ignorować Gryfonkę, która dziarskim krokiem podążała już do swojego stołu. Usiadła. Zapach pitnego miodu wprawił ją w oszołomienie i połaskotał w nosie. Dziewczyna spojrzała na kielich, który stał przed nią dumnie i niby od niechcenia upiła łyk. Jej usta wypełnił słodki aromat cieczy i korzennych przypraw, a język zapiekł trochę, gdyż płyn był jeszcze dość gorący.
- Hermiono, nie wypij wszystkiego - skarcił ją Seamus, uśmiechając się pobłażliwie, widząc jak naczelna kujonka Hogwartu bierze kolejny łyk.
- Głupi jesteś - Ginny dała chłopakowi kuksańca w bok. Ron podniósł jedną brew i popatrzył na nią dziwnie;
- Nie zagalopuj się tylko, siostrzyczko. Bo nadal jesteś z Harry'm.
- Ron, ty to akurat chyba nie powinieneś wypowiadać się w sprawie wierności... - Parvati Patil urwała, widząc brązowowłosą. Hermiona zakrztusiła się napojem. Zaczęła kaszleć cicho, jednak na tyle donośnie, by większość uczniów zwróciła na nią uwagę. Wśród spojrzeń dostrzegła oczy Malfoy'a, więc schowała głowę w ramieniu Harry'ego, zawstydzona. Ron wydawał się być jednak jeszcze bardziej wytrącony z równowagi.
- Co powiedziałaś?! - spytał, podnosząc głos i sprawiając, że ci uczniowie Hogwartu, którzy wcześniej nie uraczyli ich swoim spojrzeniem, teraz także podnieśli głowy zaciekawieni.
- Wymsknęło mi się - Gryfonka skuliła się. Chłopak wstał, korzystając z tego, że nauczyciele jeszcze nie dotarli. Spojrzał na Parvati morderczym wzrokiem.
- Ron, spokojnie... - brązowowłosa próbowała załagodzić sprawę, jednak na marne. Rudy zwrócił na nią oczy i wycedził tylko:
- Nie wtrącaj się. - jego twarz przybrała kolor wściekłego pomarańczu.
- Ronaldzie, chyba powinieneś uczyć się panować nad emocjami. - profesor McGonagall wkroczyła do sali, a większość nauczycieli nagle znalazła się przy stole. - Zgłoś się do mnie w czwartek po lekcjach. Obiecuję, że nie będziesz się nudził. - chłopak mruknął coś tylko w odpowiedzi. Kobieta klasnęła w dłonie, a wszystkie światła zgasły. Salę oświetlał już tylko magiczny blask Czary Ognia.
- Witam, szanowni uczniowie. Jak już wiecie, wreszcie nadszedł ten ważny dla wszystkich moment. Osoby, które zostaną wylosowane zmierzą się z trudnymi zadaniami, a jak wiecie - na odwrót już za późno. Wygrana osoba dostanie 1000 galeonów, Puchar i uzyska 100 punktów dla swojego domu! Mam nadzieję, że będziecie walczyli dzielnie i co najważniejsze - uczciwie. Powodzenia! - krzyknęła, a gdy jej głos odbił się echem od ścian Wielkiej Sali, Czara Ognia zapłonęła różowym blaskiem. Setki par oczu wlepiły w nią ciekawe spojrzenia. Naczynie wyrzuciło pierwszą kartkę.
Karteczka była dość skromna, wyglądała jak gdyby wycięto ją z zeszytu. Napis był równy, czytelny, a pismo smukłe i pochyłe. Profesor McGonagall złapała karteczkę, a jej oczy zmrużyły się, gdy czytała nazwisko.
- Ravenclaw - krzyknęła - Cho Chang!
Cho podniosła się, a oklaski wypełniły salę. Dziewczyna podeszła zmysłowym krokiem do dyrektorki. Wyglądała o wiele lepiej niż ostatnio, gdy ją Harry widział. Jej czarne, zdrowe włosy sięgały już do pasa, a figura zaokrągliła - w ten dobry sposób. Krukonka, choć w poprzednim roku skończyła szkołę, wróciła, jak wielu innych uczniów, by dokończyć naukę, która została stracona, gdy dyrektorem był Snape.
Piwnooka dziewczyna podała rękę McGonagall, która właśnie gratulowała jej głośno, a następnie skierowała swe kroki do pomieszczenia obok sali.
Czara znów zaświeciła na różowo, wypluwając kartkę; niestaranne pismo i porwany strzępek papieru informowały, że właściciel zdecydowanie nie przykładał się do nauki. Jednak, ku zdumieniu wszystkich, gdy profesor McGonagall wywołała imię, podszedł do niej, popierany burzą oklasków ze strony Puchonów; nie kto inny, jak Ernest Macmillan, którego przechwałki na temat sumów na piątym roku były wszech i wobec znane. Ernie miał jasną blond grzywę, okalającą jego głowę jak aureolę, garnitur pięknych, białych zębów i malinowe usta. Był jednym z przystojniejszych chłopców w Hogwarcie, a jego lojalność dodawała mu blasku. Chłopak posłał Puchonom ostatni, słaby uśmiech i także zniknął za wielkimi, dębowymi drzwiami.
Profesor McGonagall popatrzyła z litością na dom Gryffindoru, gdy Czara po raz trzeci wydała znaczący syk, a barwa zmieniła się na ciepły róż. Z ognistych płomieni wyleciała dwukrotnie złożona karteczka, którą dyrektorka złapała w dłonie. Jednym ruchem wyprostowała pergamin. Jej oczy zwęziły się, a usta zacisnęły w wąską kreskę.
- Slytherin - krzyknęła - Draco Malfoy.





_____________________________________________________________
*- Fragment wiersza Wiesławy Szymborskiej ''Nic dwa razy''. Jest tak piękny, że nie umiałam się powstrzymać.
**- napisałam tiszert bo tak mi pasuje, gwiazdka po to, by nie było hejtów, że nie znam angielskiego. c;
***- dla tych nie pamiętających (wątpię, że tacy się pojawią, ale lepiej dmuchać na zimne) taki moment naprawdę pojawił się w książce - cytat:
"-Wielu chłopakom się podoba - stwierdziła niedbale Pansy, kątem oka obserwując reakcję Malfoy'a. - Ej, Blaise, tobie też, a wszyscy wiemy, że ciebie trudno zadowolić!
- Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała. - odparł chłodno Zabini (...)''


Więc tak - szkoła się zaczęła, więc nie będę miała tak dużo czasu na pisanie. Jednak obiecuję, że nie będziecie musieli czekać na rozdziały miesiącami. Co do tej notki - starałam się zawrzeć w niej jak najwięcej opisów, bo wiem, że muszę to podszlifować. Mam nadzieję, że jest już jakaś pierwsza poprawa. Chcę Was też uprzedzić, że w Hogwarcie zło się nie skończyło, więc do tego FF dojdzie sporo akcji. No cóż- to już chyba wszystko. 
Następny rozdział przewiduję na około 22 września, ale postaram się dodać go wcześniej. ♥  
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
LUBISZ = OBSERWUJESZ
~Inka

EDIT: Rozdziału nie będzie 22 września, ponieważ chorowałam i do 19 września mam wyjazd integracyjny, a weny brak. Przykro mi, ale rozdział nie pojawi się na razie, ale obiecuję, że postaram się, żebyście nie musieli czekać bardzo długo. 

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 4.

*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack* 


Hermiona obudziła się rano z potwornym bólem głowy. Wstała z łóżka i ledwo stawiając kroki, podeszła do lustra. Zerkając na cienie pod oczami, jeszcze czerwone oczy  i zsiniałe usta, pomyślała, że nie może w tym stanie wyjść z dormitorium - a na pewno pokazać się Malfoy'owi. Wiedziała, że widział jej łzy. Wstydziła się przyznać, jednak naprawdę lubiła Dracona. Nie kochała - co to to nie, ale lubiła. Ale kiedy widziała, że marnuje się na tą... dziwkę z toną tapety na twarzy, było  jej go żal. Tym bardziej, że traktowała go jak przyjaciela.
- Nie. Nie pokażę, że jestem słaba - nagle powiedziała na głos, jak gdyby przekonując swoje lustrzane ''ja''. - niech zobaczy, co stracił. - dziewczyna z wahaniem sięgnęła do szkatułki, która została jej jeszcze po wczorajszym wieczorze. Nałożyła podkład, zamaskowała oznaki nieprzespanej nocy i łez. Ubrała się i seksownie, choć trochę niedbale przeczesała włosy. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Sztucznie, ale jednak.
- No, Miona. Ty też jesteś sexy. - zaśmiała się, ale głos jej się załamał. Nie poddała się jednak. Wygładziła brązowe loki i otworzyła drzwi do swojego dormitorium, za którymi jak zwykle czekała na nią Ginny.
- Jak się czujesz, Miona? Przepraszam. To przeze mnie. Ale już dobrze? Pozbierałaś się? Wybaczysz mi? Proszę? Miona, serio przepraszam. Znasz Malfoya, to dupek i... Miona, co ty masz na twarzy? To makijaż? Hermi, ty nigdy nie używasz eyelinera... ja dobrze widzę, to szminka? Na Merlina!
- Jest aż tak źle? - z powątpiewaniem spytała Hermiona.
- Nie, jest wspaniale, ale... to kompletnie nie twój styl!
- Zawsze może przyjść czas na zmiany. - mrugnęła do niej Miona, tym samym zakańczając dyskusję.
Gdy weszły do Wielkiej Sali wszystkie spojrzenia skierowały się na Hermionę. Wśród wszystkich tych twarzy Hermiona wyłapała też zdezorientowane twarze Diabła i Smoka. Uśmiechnęła się do nich wyzywająco, seksownym krokiem podążając do stołu Gryffindoru. Usiadła, i jak gdyby nigdy nic nalała sobie herbaty. Pierwszy odezwał się Harry:
- Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą Hermioną?
Hermiona roześmiała się tylko.

***

Smok leżał na łóżku, popijając ognistą, gdy Blaise wparował do dormitorium.
- Merlinie, McGonagall dała mi popalić. Musiałem wyczyścić wszystkie puchary z Quidditcha i pomóc pani Sprout z tegorocznymi Mandragorami. Ogarniasz?! Co ona sobie wyobraża!... Draco? Słuchasz mnie w ogóle?
- Taa, to super...
- Malfoy!
- Yhm...
- Właśnie przespałem się z twoim ojcem, było super.
- Taa, masz rację.
- W trójkąciku z Granger'ówną.
 - Taa... Zaraz, mówiłeś coś o Granger?
Diabeł przewrócił oczami.
- Widzę, że ty z nowu w erotycznym świecie panny Hermiony.
- Ogranij się, Zabini.
- I kto to mówi. Przed chwilą ci mówiłem o trójkącie z twoim ojcem, a ty mi przytaknąłeś.
- Że co?!
- Nieważne. A co pan Draco taki zamyślony? - powiedział niewinnie Blaise, puszczając oko.
- Myślę o Granger. - wyznał Smok. - nie w tym sensie o jakim myślisz - dodał, widząc dwuznaczny wyraz twarzy przyjaciela - po prostu zastanawia mnie ta szopka, jaką dzisiaj odegrała. Wiesz, pogardliwe spojrzenia, wyzywający wygląd...
- Może Ronuś planuje coś na tą noc. - nie mógł się powstrzymać Zabini, jednak umilkł, widząc minę Dracona.
- Ty nigdy nie potrafisz pomóc.
- No dobra, dobra... Może... może chodzi o to, że jesteś chciałeś przespać się z taką łatwą lalką jak nasza kochana i chętna Astoria, a nasza szlamcia ma swoje zasady i przez to zdarzenie uważa cię za śmiecia... Poza tym widziała cię w akcji, może po prostu wymioty nadal jej nie przeszły.
- Z tym pierwszym możesz mieć rację, ale co do drugiej teorii, chyba powinienem dać ci w pysk.
- To nie moja opinia! Po prostu Asti mówiła, że potrafisz być dość... natarczywy. Może nie bez powodu nazywamy cię ''smokiem''. - zaśmiał się chłopak.
- To teraz zastanów się czemu na ciebie mówimy ''diabeł''... - zaśmiał się Draco, a Zabiniemu zrzedła mina. - Tak czy inaczej, chyba nie mam wyboru. Idę to wyjaśnić.
- Idziesz do Granger?
- Tak, młotku. Ale jak gdyby ktoś pytał - jestem u pani Pomfrey. Chyba źle by wpłynęło na moją reputację spotkanie ze szlamą.

***

- Kto tam? - Hermiona spytała, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Gość zepsuł jej czas, który chciała poświęcić na przeczytanie całego podręcznika od OPCM.
- Draco Malfoy. - powiedział Smok, wchodząc do pokoju.
- Och, Dracon... co ty tu robisz? - zmieszała się dziewczyna.
- Przyszedłem coś z tobą wyjaśnić. I dać ci to - na stoliku postawił  lek na dolegliwości żołądkowe.
- Po co mi...
- Nic nie mów. - Draco podszedł do niej. Siedziała po turecku na łóżku, patrząc na niego tymi wielkimi oczami koloru czekolady. - Przepraszam. Wiem, że uważasz Astorię za pannę... hmmm... lekkich obyczajów. Wiem, że według ciebie powinienem wybierać lepiej i w ogóle...
- Draco, ja...
- Cii... - Dracon położył dziewczynie palec na ustach. - Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie powinienem był traktować cię tak ozięble, ale... - gdy spojrzał w jej oczy jego serce na chwilę zmiękło, jednak zaraz przypomniał sobie nauki ojca. ''Nigdy nie poddawaj się uczuciom. Miłość, przyjaźń, to rzeczy zbędne. Gdy coś poczujesz, nie lekceważ tego, tylko zakończ, zanim będzie za późno.''- ale... prawda jest taka, że ty jesteś szlamą, a ja pochodzę z cenionego rodu. Moja rodzina, znajomi... ja sam, nigdy cię nie zaakceptujemy. Dlatego nie możemy być przyjaciółmi. Dlatego cię tak traktowałem. Pochodzimy z dwóch innych światów. Nikt nie jest w stanie tego zmienić. Więc musisz się ode mnie wreszcie oddalić. Nasza znajomość nie ma żadnej przyszłości, rozumiesz? Prawda jest taka, że cię tolerowałem. Ale nigdy nie byłem w stanie cię lubić... - tu jego głos zadrżał lekko - i nigdy cię nie polubię. Nigdy nie obdarzę cię żadnym, nawet najmniejszym ciepłym uczuciem. Nasze drogi połączyły się na chwilę, ale to koniec. Byłaś moją przyjaciółką, przynajmniej tak myślałem. Ale ty nie należysz do mojego życia. Dlatego zaakceptuj to. Przestań mścić się na mnie. Na balu... uświadomiłem sobie, że nie chcę cię w swoim życiu, dlatego to mówię, szlamo.
- Malfoy...ty... - w oczach dziewczyny zalśniły wielkie łzy.
Nagle, rozległo się walenie do drzwi oraz krzyk Rona:
- Ej, Hermiona!
- O nie! - szepnęła dziewczyna i ani myśląc wepchnęła Malfoy'a do swojej szafy. - Cokolwiek by się nie stało, nie wychodź! - nakazała. Drzwi się nie domykały i Dracon mógł śledzić przebieg wydarzeń przez wąską szparę.
Chwilę później, do pokoju wszedł Ron. Był wyraźnie wściekły.
- Czy możesz mi powiedzieć, co to za przedstawienie odstawiłaś dzisiaj w Wielkiej Sali?!
- Ja...
- Co, Malfoy'a sobie podrywałaś?!
- Nie, Ron, coś ty! Malfoy to wredny dupek. - Draco, siedzący w szafie dziewczyny uśmiechnął się smutno. Granger, jak za starych dobrych czasów, nie oszczędziła chwili by mu dopiec. Widać jego słowa wzięła na poważnie.
- Jasne. Na pewno miałaś na niego chętkę. Mogłaś przynajmniej wybrać sobie kogoś z Gryffindoru.
- Dobrze wiesz, że nigdy cię nie zdradziłam! - krzyknęła brązowowłosa, jednak zaraz tego pożałowała. Rudy uderzył ją w policzek z całych sił, tak, że upadła na ziemię. Draco wzdrygnął się. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że ten Weasley mógłby być damskim bokserem. A Granger wyglądała tak bezbronnie...
- Wiem, że kłamiesz. - wycedził Ronald, pochylając się nad dziewczyną. - Wstawaj! - szarpnął ją mocno do góry. - nigdy więcej się tak nie zachowasz, jak dzisiaj. Jesteś tylko moja. Rozumiesz?!
- Przepraszam, Ron... - wyszeptała dziewczyna, dotykając mocno zaczerwienionego policzka.
- Odpowiedz na moje pytanie! - krzyknął Rudy, popychając ją mocno. Dziewczyna upadła, rozcinając materiał bluzki, wraz z kawałkiem pleców. Parę kropel krwi pojawiło się na białej koszuli.
- R-rozumiem... - wyszeptała, łkając. Weasley podszedł do niej i przez chwilę Draco myślał, że chce ją objąć i przeprosić. Jednak on tylko zdjął jej koszulę, przy okazji rozdzierając kawałek rękawa. Smok poczuł, że się czerwieni, gdy zobaczył Mionę w samym staniku, jednak gdy Ron odsłonił jej plecy, odgarniając włosy do przodu, oczom Malfoy'a ukazała się posiniaczona skóra i liczne, niezagojone rany. Rudy wyjął różdżkę i prostym zaklęciem zasklepił nową szramę, która pojawiła się na plecach dziewczyny. Westchnęła z bólu, a on pomógł jej założyć inną bluzkę, z naszywką Gryffindoru. Potem  chwycił ją za łokieć i posadził na łóżku. Brązowowłosa usiadła, przeczuwając czego będzie chciał.
- Jesteś tylko moja... - wyszeptał chłopak, głaszcząc ją po nodze. Potem dziewczyna poczuła tylko jego pożądliwe usta na swoich i chęć wyrwania się mu, i ucieknięcia jak najdalej.
W szafie Draco skrzywił się, zarówno z obrzydzenia, jak i z wściekłości. Jego dłoń zacisnęła się mocno wokół różdżki, wystającej z tylnej kieszeni spodni. Tymczasem Ron przyparł Hermionę do ściany, która wszelkimi sposobami próbowała wyrwać się z jego mocnego uścisku. Chłopak jednak nie przestawał. Ale kiedy jego ręka powędrowała pod bluzkę Hermiony, ta nie wytrzymała. Na ogół się poddawała, wiedziała, że gdyby postawiła się Rudzielcowi, on by jej tego nie darował. Jednak w tamtej chwili, rażąca świadomość tego, że Draco obserwuje ją i Weasley'a z ukrycia, nie dawała jej spokoju. Objęła Rona w pasie, przyciągając do siebie i nagle... z całej siły ugryzła go w wargę. Ten zatoczył się, krzycząc z bólu i wściekłości.
- Szlama! - jęknął.
- I-idź stąd!
- Pożałujesz tego! Teraz muszę iść do pani Pomfrey, ale jak tylko wrócę, to pożałujesz! - krzyknął i wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami. W tej samej chwili Draco otworzył drzwi szafy i podbiegł do brązowowłosej.
- Merlinie... Granger, nic ci nie jest? - spytał, patrząc na nią zszokowany.
- Zapomnij o tym, Malfoy. Zapomnij. - powiedziała dziewczyna i wypchnęła Księcia Slytherinu poza drzwi. Kilka godzin później, na kolacji, nie pojawiła się ani ona, ani Weasley.

***
Moment pisany przy tym *soundtrack*

''Czwartek, 12 sierpnia, 1982r. Dwuletni Draco siedzi w ciemnym, prawie nieoświetlonym salonie. Z góry dobiegają go krzyki rodziców. On jeszcze nie rozumie, o co w tym wszystkim chodzi. Jego matka zbiega po marmurowych schodach i opada na kanapę. Po skroni spływa jej strużka krwi. Narcyza ukrywa twarz w dłoniach. Chłopiec siedzący na posadzce słyszy jej łkanie.''

'
'Sobota, 30 grudnia, 1984r. Dracon Malfoy siedzi na kolanach matki, która głaszcze go po blond włosach. Chłopiec przytula się do jej ramienia, jednak ona zrywa się przerażona, gdy do pokoju wkracza Lucjusz. Mężczyzna nie zwraca uwagi na syna, tylko podchodzi do żony i popycha ją na podłogę.
- Suka. Znowu byłaś u Dumbledore'a.
- Nie byłam. - kobieta odpowiada pewnie, jednak mąż wie, że kłamie. Zaciska ręce wokół szyi Narcyzy.
Chłopiec o stalowo-niebieskich oczach podbiega do rodziców. 

- Tato! Co robisz mamusi? - pyta z przestrachem w oczach. Jego dolna warga drży.''

''Wtorek, 15 marca, 1987r. Siedmioletni chłopiec siedzi skulony na kanapie, kiedy jego matka osłania się przed ojcem. Wie już, że nie może jej pomóc. Wie już, czym to grozi.
- Zrozum wreszcie, że Dumbledore nic ci nie pomoże. Jeśli będzie trzeba, zabiję go. Jeśli będzie trzeba, zabiję też ciebie! - cedzi ojciec.
- Tato, nie zabijaj mamusi! - krzyczy Draco, ze wszystkich sił próbując jeszcze raz ją obronić.
- Milcz szczeniaku, bo i ciebie zabiję.
- Nie, nie jego! Zabij mnie, ale nie ruszaj Dracona... - matka osłania syna własnym, wychudzonym ciałem.''

''Poniedziałek, 27 lipca, 1990r.
- Mamo, bardzo cię boli? - pyta 
dziesięcioletni blondyn, patrząc na matkę, która wysypuje na rękę garść tabletek przeciwbólowych.
- Nie jest źle, synku. 
- Jesteś pewna, że tej ręki nie trzeba nastawić? Jeśli źle się zrośnie... 
- Nie, kochanie. Tata kazał nikomu nie mówić. A lekarz nie uwierzy, że spadłam ze schodów.''

''Środa, 1 sierpnia, 1993r. Ponury cmentarz wypełnia cisza i paręnaście zapalonych, uniesionych różdżek. Trzynastoletni Dracon Malfoy patrzy na grób, po jego policzkach spływają strugi łez. 
- Spoczywaj w pokoju, Narcyzo Malfoy. - kapłan wymawia ostatnie słowa, po czym wszyscy się rozchodzą. Na cmentarzu zostaje tylko mały chłopiec. Klęka przy grobie, kłaniając się matce. 
- Mamo... mam nadzieję, że tam gdzie jesteś jest ci lepiej - szepcze. - ojciec nie przyszedł na pogrzeb, ale to lepiej. On się już nie może nazywać moim ojcem... - chłopiec zaczyna łkać - Mamo... ja... ja obiecuję. Obiecuję, że zemszczę się na nim. Obiecuję. Kiedyś, kiedy będę wystarczająco duży, żeby mu się postawić... pomszczę cię. Pożałuje tego co ci... co nam zrobił. Pożałuje. To najważniejsza obietnica mojego życia. Kocham Cię, mamusiu. Pewnie patrzysz teraz na mnie z góry... i tam jest ci lepiej. Głęboko w to wierzę, mamo.''

Piątek, 20 października, 1998r.
Draco siedzi na swoim łóżku. Jest środek nocy, Blaise już śpi. Blondyn opiera się ścianę, głośno wzdycha. Po tamtych zdarzeniach obiecał sobie, że nigdy więcej nie dopuści, by żadna kobieta cierpiała tak, jak jego matka. Widać los nie podzielał jego zdania. Po policzku Księcia Slytherinu spływa jedna, pojedyncza łza.



______________________________________________________________

Hej kochani. <3 Wiem, rozdziału nie było w terminie, przepraszam. Niestety miałam dużo nagłych wyjazdów, więc dopiero teraz dodaję. Napisałam ten rozdział w dwa dni i nie jestem z niego dumna - jest krótki, mam wrażenie, że potrzebuje bety, a jego niektóre zdania są nieskładne. Ale w następnych powinno być lepiej. Tym bardziej, że mam już fabułę na następne 3 - 4 rozdziały. :* :D
Ciocia Inka już zabiera się za pisanie, ale żeby napisać 4 rozdział potrzebuje motywacji. Nie zapominajcie więc o komentarzach - jeśli właśnie przeczytałeś/aś to zdanie nie daj mi czekać - kliknij na przycisk (..) komentarzy, czy jak to tam jest i napisz parę słów od serca, choćby z anonima. A jeśli MASZ konto i SPODOBAŁ Ci się ROZDZIAŁ i/lub czekasz na WIĘCEJ, kliknij ten magiczny przycisk
dołącz do tej witryny w ramce CZARODZIEJE po prawej stronie mojego bloga. Dla Ciebie to żadna trudność, a mnie cieszy i motywuje do dalszej pracy. <3
NN powinien pojawić się około między 1 a 7 września. 
Kocham Was <3 :D Do następnego :p

PS. Wiem. Wiem, że w książce Narcyza nie umarła. Jednak pozwoliłam sobie trochę nagiąć fabułę. :P
~Inka~

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
LUBISZ = OBSERWUJESZ 

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 3.

Witam w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że się spodoba. ♥
Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania. :)
Pojawia się odpowiedź na pytanie, co ukrywa Hermiona.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
LUBISZ = OBSERWUJESZ.
~Inka 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack*
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack*
Nachyliłem się nad nią i... poczułem silny ból w policzku. Wytrzeźwiałem w jednej chwili. Granger patrzyła na mnie z tą złością w oczach, którą widziałem u niej już wiele razy.
- Co tobie odbija, Malfoy?! Jesteś nienormalny! - krzyknęła, wychodząc z dormitorium i trzaskając drzwiami.
Na Merlina, jak ja jej nienawidziłem.
***
[JA]
Hermiona nadal czuła tę gorycz, na końcu języka, która sprawiła, że jej dzień całkowicie się popsuł. Było już po północy, jednak ona nadal nie mogła spać. A tak miała nadzieję, że ten dupek wreszcie się zmienił...
W jej pamięci pojawiło się zdarzenie sprzed kilku tygodni, o którym tak bardzo chciała zapomnieć...
''Szłam tym samym korytarzem, jak kiedyś, pod tą samą peleryną niewidką, z Ronem i Harrym. Tym razem jednak byłam sama. Nie mogłam zasnąć, często mi się to ostatnio zdarzało. Przyszłam jednak, jak zawsze, w dobrze znane mi miejsce. Ostatnimi czasy często tam przesiadywałam. Popchnęłam drzwi, a moim oczom ukazał się okrągły pokój, a w nim zwierciadło Ein Eingarp. Zrzuciłam kaptur, zamknęłam oczy i podeszłam do lustra. Dotknęłam szklanej powierzchni, jakby miała mnie podtrzymać. Bałam się otworzyć oczy i spojrzeć w prawdę o moim życiu. Czemu? Nie wiedziałam. Kiedyś widziałam w zwierciadle siebie, Rona i gromadkę rudych dzieci. Jednak po wojnie widok ten się zmienił. Widziałam tam siebie, w objęciach... czyich? Nie Ronalda, choć bałam się do tego przyznać. Jeszcze parę tygodni wcześniej tajemnicze dłonie należały do Harry'ego. Jednak jemu już nie można było ufać. A ja wiedziałam, kogo tym razem ujrzę. Widok, który powtarzał się od jakiegoś czasu.  Bałam się otworzyć oczy, bałam się swoich marzeń, gdyż gdyby nie lustro, nie umiałabym uświadomić sobie, że właśnie tego pragnę. Powoli otworzyłam oczy... i patrzyłam prosto w stalowe tęczówki Księcia Slytherinu, który wpatrywał się we mnie z... czułością? Jego ręka dotykała szklanej powierzchni, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie znajdywała się moja... nasze nosy mogłyby się dotknąć, a usta złączyć w pocałunku, gdyby był to prawdziwy Malfoy... dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów... 
Czemu? Czemu musiałam widzieć właśnie jego? Wytrzymałam tylko kilka sekund. Znów zamknęłam oczy, oparłam głowę o zwierciadło. Dwie łzy poleciały po szkle. Ostatkiem sił otworzyłam oczy, jednak zaraz tego pożałowałam. Malfoy... Draco wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem w błękitnych oczach, a jego usta, piękne, kształtne usta, ułożyły się w kształt podkówki. Wyglądał tak słodko i niewinnie...'' 
Ah, dlaczego nie umiała sobie uświadomić, że ten arogant nigdy taki nie będzie? Nawet gdyby chciał się zmienić, od dziecka wpajane miał egoistyczne zachowanie. On nie jest w stanie kochać.
Brązowowłosa podciągnęła kołdrę pod głowę, gdyż dreszcze przechodzące przez jej ciało sprawiły, że zatrzęsła się. Najchętniej odeszłaby od Rona... ale nie mogła. Nie darowałby jej tego. Nigdy.
Odchyliła ramiączko jedwabnej koszuli, krzywiąc się na widok posiniałej skóry.
Tak. Od czasu bitwy, Ron zaczął stosować kary cielesne. Kiedyś nawet ją zgwałcił, choć brzmiało to głupio, w końcu byli parą. A jednak.
Potem przepraszał, przynosił kwiaty, opatrywał rany... ale Hermiona nie chciała jego troski. On nie umiał się kontrolować. Nigdy...
Ta wojna tak zmieniła ich wszystkich...
Nawet ona... ona sama stała się przyciszona i wiele więcej czasu spędzała samotnie.
***
- Przepraszam.
- Co?
- Chciałem cię przeprosić, Granger. Za moje wczorajsze zachowanie. Ja... ta ognista była naprawdę mocna.
- Czekaj... powtórz to.
- Ta ognista..
- Nie. To wcześniejsze.
- N-no... Przepraszam.
- Nie wierzę, że to od ciebie słyszę, Malfoy. Naprawdę.
- No cóż...
- No dobra, przeprosiny przyjęte. Mógłbyś mi podać korzeń bulwy? Przypominam, że mieliśmy robić eliksir.
- Jasne, masz.
- Dzięki. No ale... Malfoy, cholera. To się najpierw kroi!
- Sorry, szlamciu. To się nie powtórzy.
- Malfoy!
- No przepraszam, przepraszam.... A tak co do balu... zgadzasz się na zieloną suknię, tak?
- Nie. Ma być czerwona.
- Zielona.
- Czerwona!
- Zielona!
- Smoku!
- Zielona.
- No cholera.
- Czyli się zgadzasz.
- No niech ci będzie. Ale ja wybieram krój.
- Jasne, jasne. Jutro wyprawa do Hogsmeade. Jest tam jakiś sklep z ciuchami. Coś Ci wybierzemy.
- O tak, o tym właśnie marzyłam. O pokazywaniu się z tobą publicznie.
- Ja też nie jestem zachwycony, uwierz.
- A powinie....
- CISZA! Malfoy, Granger, nie gadać mi na lekcji!
***
[ DRACO ]
Widzę jak łasic idzie w moją stronę. Popycha mnie, ale tylko się śmieję. Widzę, jak ta szlama, Granger próbuje załagodzić sytuację, ale nie wychodzi jej. Weasley strąca ją z nóg jednym dotknięciem. Pomagam jej wstać, bądź co bądź to nadal kobieta. Rudy wpatruje się we mnie wściekły.
- Szukasz guza? - pytam, powstrzymując się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Masz ją zostawić w spokoju! - wrzeszczy.
- Uważaj, jeśli nie chcesz, żebym ci zrobił krzywdę - mówię, jednak tym razem poważnie.
- Ona jest moja. Rozumiesz?!
- Pff. Nawet mi na niej nie zależy - odpowiadam, zgodnie z prawdą.
- No mam nadzieję.
- Na co dzień nie zadaję się za szlamami, nie martw się - dodaję i prychając odchodzę w stronę lochów.
***
[JA]
- Hej, Miona - do dormitorium Hermiony wparował Harry, nie pukając. - słuchaj, mam prośbę. Mogłabyś napisać mi to wypracowanie z transmutacji? Kompletnie nie mam do tego głowy.
- Jasne. - kiwnęła głową zrezygnowana.
- Dzięki, Hermi. Wiesz... dawno nie rozmawialiśmy.
- Taa. Tak jakoś wyszło.
- Co z Ronem? - po raz pierwszy od kilku miesięcy, Hermiona zobaczyła w oczach Harry'ego co na kształt współczucia.
- Ja... to znaczy...
- Hermiona. - Harry przysiadł na łóżku, obok dziewczyny. Dotknął jej policzka, ocierając samotną łzę, która po nim spłynęła - to co się stało po bitwie... nie chciałem tego, rozumiesz? Nie potrafiłem nad tym zapanować, ale Ron... on... on chyba zmienił się najbardziej z nas wszystkich. Dla mnie to też było trudne. A co do Ginny... ja wiem, że ona u ciebie była. Ale prawda jest taka, że ja już jej chyba... nie kocham. Ale sam... sam przed sobą nie umiem się do tego przyznać, a potem, zatapiając smutki w ognistej, a potem... potem samo wychodzi... i budzę się rano w łóżku.... jakiejś obcej dziewczyny. Ja... tak strasznie tego żałuję...
- Powiedz jej to...
- Ale to złamie jej serce. Słuchaj, Hermiona. Ona ma problemy z psychiką. Raz przyłapałem ją na próbie samobójczej. Kazała mi ci nie mówić, ale inaczej chyba nie zdołam ci tego wytłumaczyć...
- Pró.. próbie samobójczej...?
- Tak. Mi też trudno w to uwierzyć. Czasem myślę, że kiedy żył Voldemort mieliśmy mniej problemów. Ja... po prostu... ciarki mnie przechodzą, jak myślę o Ginny... o Ronie... przed wojną wszystko było łatwiejsze. Potrafiliśmy cieszyć się chwilą, docenialiśmy to, co mamy. A teraz...
- Wiesz, że myślę tak samo? - Brązowowłosa uśmiechnęła się do Wybrańca blado. Po raz pierwszy od Bitwy O Hogwart poczuła, że coś naprawdę ich łączy... udało się jej zrozumieć jego zachowanie... wtuliła się w ciepły tors chłopaka, który objął ją ramionami. Nie musiała więcej nic mówić. Czuła, że wiedział, co przeżywa. Odgarnął włosy z jej szyi, oglądając ślad po zaklęciu Sectumsempra, blizny po cięciu nożem, siniaki po uderzeniach... czuł, jak jego koszula przesiąka jej łzami, jednak tylko głaskał ją po głowie, nic nie mówiąc. Przez chwilę oboje zamienili się miejscami, przeżywając nawzajem swoje historie. Hermiona czuła, jak mięśnie chłopaka napinają się pod jej ciężarem.  Nie chciała myśleć.  Zatraciła się w tej cudownej chwili, jak topielec, kurczowo chwytający się ostatniej deski ratunku. Ulżyło jej, że przynajmniej cząsteczka z ich dawnej przyjaźni pozostała, czekając na odpowiednią chwilę.
Harry natomiast powrócił myślami do starych czasów.  Gdy po raz pierwszy przekroczył próg Hogwart, nawet nie wyobrażał sobie, że to się tak potoczy.  Kiedyś uważał,  że po pokonaniu Voldemorta zamieszka wraz z Ginny w Dolinie Godryka, naprzeciw posiadłości Rona i Hermiony. Że on i jego piękna żona będą mieli trójkę dzieci - dwóch chłopców i dziewczynkę.  Że będą kochać się i wspierać,  w zdrowiu i w chorobie. Razem umrą,  śmiercią naturalną. Myślał,  że będzie lepiej. A jednak. Najgorsze było to,  że chciał być zakochany w Ginny. Ale po prostu nie potrafił.  Nie był w stanie. Kochał ją,  owszem. Jednak jak siostrę, nie jak dziewczynę. 
- Harry... dziękuję Ci. - Hermiona pociągnęła nosem i oparła łzy wierzchem dłoni. 
- Nie ma za co. Chyba oboje potrzebowaliśmy takiej rozmowy. - mruknął do dziewczyny Wybraniec, uśmiechając się blado.
***
Dwa tygodnie później nadszedł dzień balu. Hermiona, Ginevra i Luna siedziały w dormitorium tej pierwszej i stroiły się zawzięcie.  Były już prawie gotowe, brakowało zaledwie paru detali.
Dziewczęta żartowały i śmiały się głośno, jednakże Hermiona w głębi serca była zestresowana jak nigdy dotąd. Malfoy. Akurat dla niej. Za jakie grzechy? Owszem, ostatnio ich drogi się skrzyżowały i w ogóle... ale to nie oznaczało od razu, że go lubiła. Choć w głębi duszy nadal stał jej przed oczami obraz Malfoya w lustrze Ein Eingarp.  "Nie, nie myśl o tym teraz, Miona. Będzie dobrze." - próbowała pocieszać samą siebie. 
Ubrana była w zieloną - temu egoiście udało się dopiąć swego - sukienkę bez ramiączek, ze złotymi,  wszytymi nićmi. Z przodu była krótka, jednak wydłużała się z tyłu.  Miała dość duży dekolt, troszkę za głęboki jak dla Hermiony. Włosy upięte w duży kok,  przystrojony złotym, ozdobnym grzebieniem i buty ze skóry imitującej wężową dopełniały jej wizerunek. Makijaż w kolorze głębokiej zieleni i usta pokryte krwistą szminką sprawiały, że dziewczyna wydawała się być co najmniej o rok starsza.
Gdy rozległo się pukanie do drzwi dormitorium, wszystkie dziewczęta popatrzyły na siebie podekscytowane. Dochodziła właśnie dwudziesta, co oznaczało, że bal miał rozpocząć się lada chwila. Tak jak podejrzewały - w drzwiach stali Seamus, Malfoy i Neville.
Luna, ubrana w fioletową suknię do ziemi, z rozcięciem sięgającym do uda, z włosami, które spływały delikatnie po jej odsłoniętych plecach i purpurowym makijażem wyglądała nieziemsko, toteż Neville z radością ucałował jej dłoń i poprowadził w stronę sali balowej. Także Seamus, zachwycony czerwoną kreacją swej partnerki, która świetnie pasowała do jej splecionych w długi warkocz włosów, nie wahał się ani chwili i już schodząc z nią po schodach, podrygiwał w tanecznych podskokach.
Miona z nieśmiałością zerkała na Smoka. Ten wyglądał... nie przeszłoby jej to przez gardło... wyglądał nieziemsko. Spoglądał na nią z miną poważną, zresztą jak zwykle. Jednak jego spojrzenie... jego spojrzenie było tak przenikliwe, że brązowowłosa uznała, iż jakieś, choć wątłe uczucie tli się w zlodowaciałym sercu Księcia Slytherinu.
- Idziesz? - rzucił chłopak, jakby od niechcenia.
- Tak... jasne. - Gryfonka wstała i podeszła do chłopaka. Wbrew jej woli przypomniał jej się obraz ze zwierciadła Ein Eingarp. Poczuła się jak wtedy. Stała tak blisko niego... jeszcze milimetr, gdyby tylko Dracon się do niej zbliżył... ich usta złączyłyby się i... Jednak to nie było odbicie w lustrze. To był prawdziwy Malfoy, który nigdy by się tak nie zachował. Odsunął się szybko.
- Choć, szlamo. - powiedział tonem, którego dawno u niego nie słyszała i chwycił ją za łokieć, brutalnie. - nie chcemy się przecież spóźnić.
Gdy weszli do Wielkiej Sali, prawie wszystkie spojrzenia zwróciły się na nich.
- Hej, mała. - podszedł do nich Blaise i mrugnął zalotnie do Hermiony.
- Idź sobie, Zabini. - warknął Malfoy, patrząc wrogo na przyjaciela.
- Co cię ugryzło?
- Nic - odpowiedział blond Ślizgon, unikając wzroku brązowowłosej. - chodźmy się czegoś napić, skoro i tak sobie nie idziesz.
- Jasne... Astoria!
- Czego chcesz, kotku? - dziewczyna, w niebieskiej sukni z koronką wyglądała naprawdę olśniewająco.
- Astoria? To z nią tu przyszedłeś? - Dracon spojrzał na przyjaciela ze zdumieniem.
- N-no... Nie mówiłem ci?
- Jakoś zapomniałeś dodać. - Książe Slytherinu wyglądał na naprawdę wkurzonego.
- Oj, kochanie. - Astoria postanowiła uspokoić chłopaka - nie róbmy sobie wyrzutów. W końcu ty przyszedłeś tu z tą... - zmierzyła Hermionę krytycznym spojrzeniem - szlamą.
- Taa. - mruknął chłopak.
- Szlamą? - Hermiona wzburzyła się - popatrz na siebie, wyglądasz jak pierwsza lepsza prostytutka.
- Co?! Dracuś! Nie pozwalaj mnie tak obrażać!
- Jasne - jęknął chłopak i pociągnął Hermionę za kolumnę.
- Jeśli myślisz, że... - zaczęła mówić dziewczyna.
- Cicho, Granger. Chociaż raz w świecie się zamknij! Dlaczego musisz wszystkich obrażać, co?!
- O czym ty mówisz?! Przecież...
- Granger! Posłuchaj mnie!
- Nie, Malfoy. Chociaż raz w życiu to ty mnie posłuchaj. Nie mam zamiaru być tu piątym kołem u wozu. Ale nie odpowiada mi, kiedy ktoś nazywa mnie szlamą! Tym bardziej taka idiotka jak ona. Nic nie mów - wiem, że też tak o niej myślisz. Ale ciebie się nie da zrozumieć! Najpierw, przez prawie sześć lat zachowujesz się, jakbym była nikim. Potem, nagle - postanawiasz zawiesić broń i być dla mnie miłym! A dzisiaj znowu traktujesz mnie jak powietrze! Ogarnij się wreszcie! Inni też mają uczucia, wiesz?! Nie wierzę już w te twoje pożal się Merlinie, bajeczki o zmianie. Przecież ty się nigdy nie zmienisz. Zawsze będziesz już lalką swojego ojca, egoistycznym dupkiem. Nawet nie wiesz, od jak dawna chciałam ci to wygarnąć. Wiesz co? Idę stąd, jeśli moja obecność przy twojej dziewczynie to taki problem. Ale chcę ci tylko powiedzieć, że jesteś pozerem. Wrednym, nie myślącym o innych, obrzydliwym pozerem, który zawsze miał wszystko, a tak naprawdę nie miał nic. Dla ciebie już nie ma ratunku. - to mówiąc, Hermiona odwróciła się napięcie i wybiegła z sali.

***
*soundtrack*
''...aż, dnia pewnego na komodzie, 
Prześliczny książę nagle stanął. 
Kapelusz miał w zastygłej dłoni, 
I piękny uśmiech z porcelany... 
A w niej zabiło małe serce, 
Co nie jest taką prostą sprawą... 
I śniła, że dla niego tańczy, 
A on ukradkiem bije brawo... 
Laleczka... z saskiej porcelany, 
Twarz miała bladą jak pergamin, 
Nie miała taty ani mamy... 
I nie tęskniła - ani, ani. 
Jej siostrą była dumna waza, 
A bratem zabytkowy lichtarz, 
Laleczka z saskiej porcelany, 
Maleńka, śliczna - pozytywka. 
Lecz jakże kruche bywa szczęście, 
W nietrwałym świecie, z porcelany...
Złośliwy wiatr zatrzasnął okno... 
I Książę rozbił się na amen. 
I znowu stoi obok lustra, 
Na toaletce całkiem sama, 
I tylko jedna, mała kropla, 
Spłynęła w dół, po porcelanie...''
Hermiona, połykając łzy, nuciła szeptem kołysankę, którą kiedyś śpiewała jej mama. Mugolska piosenka, ot co. Jednak mała czarodziejka zawsze marzyła, by być jak ''maleńka, śliczna pozytywka''. Jednak dziś... wreszcie rozumiała tę piosenkę... rozumiała, jak to jest być kruchym... bez mamy, ani taty...
''Mugole jednak potrafią być mądrzy'' - dziewczyna szepnęła sama do siebie, ledwo łapiąc oddech.
- Hermiona...? - brązowowłosa usłyszała głos Ginny, która najwyraźniej stała za drzwiami jej dormitorium.
- Zostaw mnie.
- Wszyscy na ciebie czekamy! Nie pozwól zepsuć sobie balu przez jednego Ślizgońskiego gówniarza.
- Po-prostu-mnie-zostaw!
- Dobrze, dobrze...
Hermiona jeszcze chwilę siedziała w ciemności, dopóki nie upewniła się, że Ginny wróciła na bal. Bądź co bądź, Wiewióra miała rację. Czas było poprawić makijaż i wrócić na imprezę. Była przecież Hermioną Granger - a Granger'owie nie poddają się łatwo.

***

Po powrocie na salę postanowiła odszukać Malfoy'a. Kto wie, może wziął sobie jej słowa do serca.
- Blaise, gdzie Draco? - spytała Diabła, który podrapał się po szyi z zakłopotaniem...
- Wiesz... on... on jest...
- Jest w składziku na miotły. - uśmiechnęła się Daphne Greengrass, starsza siostra Astorii. - nie ma za co, szlamciu.
''W składziku na miotły? Ale... ale po co?'' Hermiona dotarła do właściwych drzwi i nacisnęła klamkę.
Potem zobaczyła coś, co przyprawiło ją o ból serca.
Astoria Greengrass całująca Draco. Jej ręka, wsunięta pod koszulę, głaskała jego plecy, a noga owinięta była mocno na jego biodrze. Widać było, że wkładali w to całą swoją energię...
Jeszcze sekunda, a Hermiona widziała, jak prawa ręka Malfoya zaczyna odpinać sukienkę Astorii...
Dziewczyna nie wytrzymała. Łzy poleciały jej ciurkiem po policzkach.
Smok akurat w tej chwili, magicznie postanowił się odwrócić. Ostatnim, co zobaczył, były drżące usta Hermiony, jej zbolałe oczy i ona sama, wybiegająca z Wielkiej Sali, by na nowo utopić się w niezrozumiałych dla niej samej uczuciach.

___________________________________
Mam nadzieję, że się podobało. Pisałam to pod wpływem dziwnej energii, wybaczcie też, jeśli coś było niezrozumiałe i niestylistyczne, ale słowa same wychodzą spod moich palców, a ja nawet nie nadążam, by je zrozumieć. Przepraszam też za fragment piosenki, jednak taki miałam pomysł i nie mogłam się powstrzymać by jej nie wstawić, a jak przed chwilą pisałam - nie kontroluję co piszę.
Oczywiście dziękuję tym, którzy przeczytali moje wypociny i jak zwykle mam do nich OGROMNĄ prośbę - skomentujcie. Naprawdę mi na tym zależy. <3
Następny rozdział może około 31 - ale nie wiem na pewno. Oficjalna data może pojawić się w najbliższych dniach w Proroku Codziennym (Prorok jest zamieszczony gdzieś na moim blogu.)
I oczywiście:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ,
LUBISZ = OBSERWUJESZ. ♥ 

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 2.

No witajcie w drugim rozdziale. :3 Mam weny jak nigdy dotąd, a więc będzie dobrze. ♥
Niestety byłam zmuszona zrobić przerwę z powodu nagłego wyjazdu.
Postanowiłam we wstępie i w pierwszej części rozdziału pierwszego dać Wam trochę nadziei i dodać sceny Dramione. A teraz (także za radą Azi) przystopujemy akcję zdecydowanie, i dodamy odrobinę Romione. (ale z końcówką nie mogłam się powstrzymać. Jak myślicie, co zrobi Miona? Oj, nie ma tak dobrze. Trzeba poczekać :D)  Jednakże... Miona ma teraz pewną mroczną tajemnicę. :c Jaką? Dowiecie się w kolejnych rozdziałach. ;D
Miłego czytania. ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ. ♥
LUBISZ = OBSERWUJESZ. ♥

Ps. Jak możecie zauważyć, zmieniłam szablon. Jest bisty. <3

*soundtrack*

*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
~Inka

Draco natychmiast odwrócił wzrok. Nie wiedział czemu... nie mógł na to patrzeć. Dobrze widział, jak Łasic ją traktował... a ona... a ona całowała go jak gdyby nigdy nic.
Nie mógł w to uwierzyć...
Czuł gorycz, złość i coś jeszcze... coś czego nie potrafił sam wyjaśnić.
Nagle Hermiona oderwała swe usta od ust Rona Weasley'a... spojrzała na Dracona dziwnym wzrokiem. Nie wiedziała czemu, ale nie chciała, by na to patrzył.
Jednak on szedł już korytarzem, byle jak najdalej od nich. Zszedł do lochów i wszedł do dormitorium, które dzielił razem z Zabinim. Podszedł do szafy, rozchylił ubrania. Na ukrytej półce był zapas Ognistej Whisky, tak na wszelki wypadek. Otworzył butelkę i jednym łykiem opróżnił połowę. Teraz Obrona Przed Czarną Magią... ale wisiało mu to. Gdyby poszedł, musiałby patrzeć na Granger i Weasley'a... Przemyślenia przerwało mu wparowanie Zabiniego do pokoju:
- Gdzie się podziewasz?! Teraz OPyCyMy! Szybciej! 
- Nie idę - powiedział Draco, opadając na łóżko.
- Co cię gryzie?
- Skąd pomysł, że coś mnie gryzie? - powiedział sarkastycznie Draco - po prostu nie idę. Nawet nie wiem, kto będzie nas uczył.
- Ta sama, co do Eliksirów - odpowiedział Diabeł - ale mniejsza. Wiem, że to nie dlatego nie idziesz. Gadaj o co chodzi.
- Eh, Diable. Idź, bo się spóźnisz.
- Nie ma mowy - zaprotestował chłopak - zostanę z tobą. Będę cię wspierał, będę cię pocieszał, będę słuchał... będziesz mógł się przede mną otworzyć... a ja będę cicho siedział. Zupełnie cicho. Naprawdę. Więc opowiadaj. O co chodzi? Co się stało? No mów. I wiesz, zawsze możesz na mnie polegać. No więc mów! Czemu nic nie mówisz? No, Draco. Śmiało. Dawaj..
- NIE MÓWIĘ, BO NIE POZWALASZ MI DOJŚĆ DO SŁOWA! - krzyknął Draco.
- No i czemu mi przerywasz?! Doprawdy Smoku, z tobą się nie da rozmawiać. - skwitował Diabeł.
- Ehh...
- Co wzdychasz? Zaraz... - nagle powiedział Blaise, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech - chodzi o Hermionę, prawda?
- Co? O czym ty mówisz?! - wybuchnął Dracon.
- No i już wiem, że chodzi o nią. - roześmiał się Zabini. - zawsze tak się denerwujesz, gdy uda mi się zgadnąć. Zresztą nie jest żadną tajemnicą, że Granger ci się podoba..
- Co?! Nie wiem o co ci chodzi...
- Jasne... - Diabeł cały czas się uśmiechał. - A teraz mów, co się stało.
Smok streścił przyjacielowi co widział i nie opierał się już przy tym. Wiedział, że Diabeł znał go nie od dziś i bez trudu odgadłby, że kłamie.
Gdy opowieść dotarła końca, Diabeł skwitował to:
- No to faktycznie nieźle. - skrzywił się.
- Taa...
- Ty ją naprawdę kochasz? - Blaise spytał już zupełnie poważnie.
- Nie o to chodzi, Diable - wymijająco odparł Smok. - po prostu... inaczej zostałem wychowany. Znasz mojego ojca i moją matkę. Ojciec zawsze traktował mamę... źle. Bardzo źle. A ja obiecałem sobie, że nigdy nie będę tak traktował żadnej kobiety. A Granger... ona jest dla mnie po prostu... znajomą. Nic dla mnie nie znaczy. To nie jest sprawa miłości. Tu chodzi o honor. Tylko i wyłącznie o honor. Rozumiesz...?
Diabeł rozumiał. I wiedział, że Dracon mówi szczerze. Wierzył Smokowi. Jednak coś... coś w oczach Księcia Slytherinu, kiedy ten wypowiadał nazwisko Hermiony powiedziało Diabłowi, że Draco coś w swej przemowie pominął. I było to coś naprawdę ważnego.

***

- Witam szanownej młodzieży. Nazywam się Samantha Phill i dziś zaczynam proces nauczania w tej szkole. Będę uczyć tu zarówno Obrony Przed Czarną Magią, jak i Eliksirów. Mam nadzieję, że wykażecie się wiedzą i nie będę miała trudności z wbiciem do waszych głów czegoś nowego. - ostrym tonem powiedziała nauczycielka.
Hermiona rozejrzała się po klasie od OPCM. Nie uszło jej uwadze, że dwójka Ślizgońskich; według większości najprzystojniejszych - chłopaków w szkole nie pojawiła się na zajęciach.
- Proszę schować podręczniki – z zamyślenia wyrwał Mionę głos nowej nauczycielki. – Zaczynamy lekcję.

***

- Mionuś… - Ginny wparowała do dormitorium Hermiony, która akurat czytała książkę.
- Co się stało, Wiewiórko? – spytała Brązowowłosa.
- Bo wiesz… chodzi o to, że… a zresztą nieważne.
- Powiedz – zachęciła przyjaciółkę Hermiona i poklepała miejsce na kanapie, obok siebie. Ginevra usiadła.
- Widzisz, Hermi… bo ja już… ja już chyba nie kocham Harry’ego – wypaliła Rudowłosa – i… on mnie chyba zdradza.
- C-co?! To nie możliwe… - wyjąkała Hermiona. Jednak dobrze wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Już od jakiegoś czasu podejrzewała, że Harry nie jest wierny.
- Dobrze wiesz, że całkiem możliwe. W niektórych momentach jest taki jak kiedyś – roztropny, czuły, mądry i odważny, ale w niektórych… w niektórych chwilach widzę, że sława uderzyła mu do głowy. Wszyscy się zmieniliśmy… Ty, ja… Harry, Neville… Luna… Blaise i Draco… i Ron. – na ostatnie imię Miona nieznacznie spuściła głowę.
- Ron się stara – powiedziała.
- Nie wątpię. Ale… jego zachowanie… to co zrobił…
- Cii… - uciszyła Ginevrę Miona – nie mówmy o tym. To już minęło.
- Myślisz, że da radę być taki jak kiedyś? – powiedziała z powątpiewaniem Ruda.
- Nie. Jestem pewna, że nie da rady. Ale próbuje. I to mi wystarczy. – uśmiechnęła się sztucznie.
- No dobrze, zmiana tematu. – wyszczerzyła zęby Ginny.
- O! Właśnie mi przypomniałaś – wykrzyknęła Hermiona – Blaise… a ponoć Draco, zaprasza nas na Ślizgoński trening Qudditcha.
- Poważnie?! – ucieszyła się Ginny.
- No chyba. Idziemy?
- Jasne, że tak! Przy okazji, może podpatrzę technikę Ślizgonów – uśmiechnęła się złowieszczo – ktoś chyba zapomniał, że gram w drużynie Gryffindoru.

***
 

Obie Gryfonki nie zdziwiły się zbytnio, kiedy na treningu Ślizgonów ujrzały dużo grupkę dziewczyn – nie tylko ze Slytherinu, nawet z Gryffindoru. Wszystkie, rozemocjonowane oglądały trening drużyny Węża, jednak ich wzrok skupiał się głównie na Draco Malfoy’u, a czasem, choć rzadziej – na Blaisie Zabinim. Obaj chłopcy pędzili już na miotłach wokół trybun. Blaise posyłał dziewczętom całuski, od których zaczynały piszczeć, a Draco uśmiechał się do nich słodko. Hermiona i Ginny obserwowały tą scenę z obrzydzeniem. Ślizgoni bez wątpienia tylko robili sobie z nich żarty, a one jeszcze bardziej ich nakręcały. Miona zaczęła żałować, że przyszła. Obaj Ślizgoni jednak nie zamierzali przestać.
- To bezczelne! Biedne dziewczyny! Nawet nie zdają sobie sprawy… - szepnęła Ginny.
- No właśnie! A ja głupia, łudziłam się, że Malfoy się zmienił. Jest takim samym, bezdusznym gnojkiem co wcześniej. I… - Hermiona chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak dwójka przystojnych Slytherin’skich przystojniaków podleciała do nich. Grupka dziewczyn zerkała na nie z zazdrością.
- No witam moje panie! – przywitał Gryfonki Blaise – jednak przyszłyście!
- Żałujemy tego wyboru – powiedziała ostro Miona – kiedy widzimy, jak w Slytherinie traktuje się dziewczęta.
- Eee… to tylko zabawa. One o tym wiedzą. – odpowiedział Diabeł pobłażliwie.
- Wiedzą? – Ginny podniosła jedną brew.
- N-no… to znaczy…
- No właśnie!
- Merlinie, co się spinacie? One zrobią dla nas wszystko.
- Diable, zamknij się. Tylko pogarszasz sytuację – powiedział cicho Dracon, a potem dodał głośniej – przepraszamy. Nie pomyśleliśmy o tym. Już z tym skończymy – uśmiechnął się słodko, a Hermionie zmiękło serce. Uwierzyła, że to tylko niewinny wybryk.
- Zaraz wrócimy – przerwał Zabini, i pociągnął Malfoy’a na stronę. – Możesz mi wytłumaczyć, Smoku, czemu wczoraj nawijałeś o honorze, a dzisiaj jak zawsze podrywałeś ze mną dziewczyny? I czemu udajesz przed Granger, że ‘’nie pomyśleliśmy o tym’’?
- Sam nie jesteś lepszy, Diable. I nie wtrącaj się w moje sprawy – najwyraźniej mam powody, by się tak zachowywać – powiedział oschle Dracon, po czym zostawił oniemiałego Blaise’a i podleciał do Gryfonek.
- Przepraszam. Musieliśmy coś załatwić między sobą. – uśmiechnął się przepraszająco.
- J-Jasne – wyjąkała Ginevra, która uległa już urokowi Malfoy’a.

- Granger, mam nadzieję, że się nie denerwujesz? Naprawdę żałujemy, to się już nie powtórzy - i choć Miona przez chwilę miała wątpliwości, to wzrok, którym Draco na nią patrzył, sprawił, że dziewczyna zapomniała o zdarzeniu. Na chwilę jednak. Bo później zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jedna z dziewczyn, dokładniej Astoria Greengrass wyłoniła się z tłumu i z szyderczym śmiechem  rzuciła się w stronę Malfoya, odpychając przy tym Hermionę, która upadła na zimne drewno. Moment, a Astoria, przylepiona do Smoka, całowała go namiętnie.

***

Od tamtego dnia, dwa następne miesiące minęły bez większym wydarzeń. Hermiona i Ginevra stawały się coraz bliższe dwójce Ślizgonów. Choć chłopcy nadal flirtowali z przypadkowymi dziewczynami, bywaili wredni i miewali swoje humorki, dwie Gryfonki poczuły, że zawarły pewną więź ze Smokiem i Diabłem. I pewnie wszystko nadal byłoby doskonale, gdyby nie...
- TO MA BYĆ KIEPSKI ŻART?! JA NIE BĘDĘ PARĄ MALFOY'A NA BALU! NIE MA TAKIEJ OPCJI!
- Jego wylosowałaś, Mionuś. - wzruszyła ramionami Ginny.
- ŁATWO CI MÓWIĆ! TY MASZ SEAMUSA!
- No wiesz, myślałam, że lubisz Smoka.
- LUBIĘ? To o wiele za mocne słowo. Cenię go i szanuję, ale tego co było NIGDY nie zapominam!
- Ehh, Miona... ten bal jest właśnie po to by, uwaga, cytuję dyrkę '' zawierać nowe przyjaźnie'' i ''poznawać się bliżej.''

- Wiem, wiem. Ale... MALFOY?! A poza tym Ron...
- Wścieknie się?
- Ta. - Brązowowłosa spuściła głowę - on bywa taki zazdrosny...
- Porozmawiam z nim. A tymczasem idź do Smoka. Musicie ustalić krój sukienki, no nie? - wyszczerzyła zęby Wiewiórka.

***

Hermiona stała przed otwartymi drzwiami dormitorium Ślizgonów. Nie wiedziała jak się zachować. Nigdy jeszcze tam nie była, a jako Gryfonka wiedziała, że ciepło jej nie przyjmą. Jednak przełamała się i popchnęła duże dębowe wrota. Wbrew jej przypuszczeniom, w Ślizgońskim dormitorium było nadzwyczaj przytulnie. Ogień zielonej barwy palił się w kominku. Na środku okrągłego salonu stały fotele i sofa - wykonane z materiału przypominającego wężową skórę.
Gdy weszła, wszystkie oczy zwróciły się na nią,. Widziała nieprzychylne spojrzenia Ślizgonów, którzy mierzyli ją wilczymi spojrzeniami. Prawie czuła ich oczy, które przewiercały ją od środka, niczym Avada Kedavra. Postąpiła krok do przodu. ''Dasz sobie radę. To przecież zaledwie kilkoro Ślizgonów.'' - myślała, jednak zdołała wyjąkać tylko kilka słów.
- G-gdzie jest dormitorium Malfoy'a?
- O, więc oto jego partnerka na balu. - usłyszała głos z przyjaznym brzmieniem - nie chciał nam wyjawić z kim tańczy - mrugnęła do mnie Pansy. - Chodź. - wzięła ją za rękę i pociągnęła w stronę jakichś drzwi. Weszły do podłużnego dormitorium, które Draco dzielił z Blaisem. Wystarczył rzut oka, a można było zobaczyć, jak bardzo obaj chłopcy - a właściwie mężczyźni - się od siebie różnią. Strona Smoka była wysprzątana co do najmniejszego kąta, z kolei Blaise... mieszkał w chlewie.
Draco leżał na łóżku, pościelonym dokładnie, bez najmniejszych fałd. Bawił się różdżką, jednak gdy weszłą Hermiona, zamarł. Chwilę później zostali sami. Dziewczyna przysiadła na skraju łóżka Ślizgona.
- Chcesz trochę ognistej? - spytał, jakby od niechcenia.
                                                                        [DRACO]
-
To chcesz czy nie? - ponowiłem pytanie.
- Nie, dziękuję. - stwierdziła Granger. - nie piję alkoholu.
- W takim razie sam się napiję. - pociągnąłem łyk z gwinta. Szlama patrzyła na mnie zniesmaczona.
- Możemy zająć się balem? Powinniśmy ustalić kilka rzeczy.
- Nie ma co do ustalania. Suknia zielona, krój klasyczny. Dziękuję.
- Zielona?!
- Barwy Slytherinu, szlamciu - ani się zorientowałem, a butelka ognistej była pusta. Sięgnąłem po drugą i opróżniłem ją jednym haustem. Zaczęło wirować mi w głowie; nie miałem łba do alkoholu.
- Draco? Draco? - usłyszałem jak przez sen.
- Cszzego? Hyk. - czknąłem. Ona była taka seksowna...
- Upiłeś się w dwie sekundy.
- Co? Hyk. O szym ty mófiszzz... do diapła... - te jej czerwone wargi sprawiły, że nie mogłem się powstrzymać. Nachyliłem się nad Granger i....
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym grzecznie poprosić wszystkich, którzy przeczytali rozdział, o pozostawienie komentarza, choćby z anonima. Krytyczne czy pochlebne - akceptuję wszystkie. Chcę znać waszą opinię, to ona motywuje mnie do dalszego pisania.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ,
LUBISZ = OBSERWUJESZ.
Następny rozdział około 20 czerwca. :)
~Inka 

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 1.

Oto pierwszy rozdział nowego Dramione. Mam nadzieję, że się spodoba. :)
Czekam na komentarze. :3
Rozdział drugi postaram się dodać jak najszybciej. :*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ. ♥
LUBISZ = OBSERWUJESZ. ♥

~Inka

*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack*

Hogwarts Express stał na już na peronie 9 i 3/4. Hermiona z uśmiechem zmrużyła oczy. Była szczęśliwa. Wesołe promyki słońca ciepło łaskotały jej skronie. Starała się nie zauważać pełnych podziwu spojrzeń kierowanych na nią, Harrego i Rona. Odkąd Ten Które... Voldemort zginął, musiała liczyć się z tym, że stała się... no cóż, sławna.
Chwyciła rudego za rękę z zamiarem wejścia do pociągu. Postąpiła krok do przodu, jednak ktoś zablokował jej drogę. Podniosła głowę i spojrzała prosto w stalowe oczy Księcia Slytherinu.
- D-Draco... cóż za niespodzianka... - wyjąkała tylko.
- Nie myślałaś chyba, że zamierzam siedzieć ten rok bezczynnie. Także wracam do Hogwartu, droga szlamciu. - powiedział zimnym głosem. Jednak coś w jego wzroku sprawiło, że wiedziała, że wcale z niej nie drwił.
- Heh...- nic więcej nie potrafiła z siebie wydobyć.
- Mamy tutaj tak stać, czy zamierzasz się ruszyć? - wycedził Ron do Dracona.
- A masz jakiś problem? - w oczach Ślizgona teraz była już tylko nienawiść.
- A żebyś wiedział! Hermiona, idziemy, jak najdalej od tego dupka.
- Ron! - Hermiona była zaskoczona zachowaniem rudzielca.
- Odwal się, Miona. - ostro odpowiedział Ron.
Draco obserwował z niepokojem kiedy Weasley szarpnął za rękę dziewczyny i prawie brutalnie pociągnął ją do pociągu.
''On nie powinien się tak zachowywać wobec niej'' - pomyślał. Nie mógł patrzeć, jak Gryfonka skrzywiła się z bólu...
''Merlinie, co się ze mną dzieje?! Nie powinna mnie obchodzić ta szlama. To tylko Granger, przyjaciółeczka Pottera i dziewczyna Łasica. Nie obchodzi mnie.'' - przekonywał sam siebie w myślach.
- SMOKU! - usłyszał nagle obok swojego ucha.
- Zabini, nie musisz tak wrzeszczeć! - rzucił ostro. Jednak nie mógł ukryć uśmiechu, spowodowanego spotkaniem z przyjacielem.
- Przepraszam - Blaise zrobił minę smutnego szczeniaczka - Już nie będę, Draconku. - świetnie udało mu się naśladować głos Narcyzy Malfoy, gdy wypowiadał ostatnie słowo.
- Ehh, Diable... co ja z tobą mam... - westchnął Dracon, lecz zaśmiał się radośnie. O tak, z Zabinim znali się już bardzo, bardzo długo. Zawsze wspierali się nawzajem, a Diabeł dobrze wiedział, jak sprawić, by na twarzy Księcia Slytherinu pojawił się uśmiech - prawdziwy, nie wymuszony. W dodatku Blaise był inteligentny i z charakterkiem - nie tępym osiłkiem jak Goyle i Crabbe.
- Co ty za mną masz? Masz ze mną wspaniałe życie, Smoczusiu. - Zabini mrugnął do Dracona i posłał mu całuska.
Obaj Ślizgoni roześmiali się i weszli do pociągu. W każdym przedziale było pełno... tylko jeden był prawie pusty. Siedziały w nim zaledwie trzy osoby.
Draco już chciał zawrócić, w poszukiwaniu innego wolnego przedziału, jednak Diabeł powstrzymał go.
- Dawaj, Smoku. Będzie zabawnie. - stwierdził.
Weszli do przedziału. Golden Trio naraz podniosło wzrok. Dracona zdziwiło, że Hermiona siedziała daleko od swojego chłopaka...
''Coś tu nie gra'' - pomyślał.
- Czego tu szukacie?! - wycedził Weasley z obrzydzeniem.
- Oh! Ronuś! Masz coś przeciwko, żebyśmy tu usiedli? Chyba się mnie nie wstydzisz, Ronuś! - zaczął piskliwym głosem ironizować Zabini, po czym prawie usiadł na kolanach Łasica. Jednak Rona tylko to rozwścieczyło. Szybkim i brutalnym ruchem zrzucił Diabła z kolan i wyciągnął różdżkę.
- Wy, Ślizgoni, jesteście coraz bezczelniejsi - stwierdził i przyłożył różdżkę do szyi Blaise'a. Jednak Draco miał dobry refleks.
- Expelliarmus! - krzyknął. Ron z hukiem uderzył o podłogę przedziału.
- Zabiję cię, Malfoy. Po prostu zabiję! - wrzasnął głucho.
- STOP! Uspokójcie się - zupełnie niespodziewanie odezwał się Harry. Jego głos był cichy, jednak zarówno Ślizgoni i Ron potulnie zamknęli usta. - czy naprawdę musimy się ZAWSZE kłócić? Pomyślcie! Nie wybrano nas do tego samego domu, to prawda. Ale to nie powód, by ciągle się spierać. Zawsze uważałem cię za kogoś bystrego, Smoku - zwrócił się do Dracona - i nie wątpię, że podzielasz moje zdanie.
- Tak, od jakiegoś czasu o tym myślałem... Pott... Harry, uważam cię za trudnego przeciwnika i wolałbym mieć cię raczej w swoich szeregach - Draco uśmiechnął się blado.
- I nawzajem... a więc, sojusz? - Harry wyciągnął rękę w stronę Smoka i uśmiechnął się szeroko. Ślizgon nie zastanawiał się długo. Uścisnął dłoń Wybrańca i skinął Zabiniemu, który także, choć z lekkim trudem podał rękę Potterowi. Ron z odrazą przypatrywał się tej scenie, jednak Harry posłał mu takie spojrzenie, że chłopak nie miał wyboru i także uścisnął dłonie Ślizgonów. Lecz tak się przy tym krzywił, że oczywistym było, że robi to tylko i włącznie ze względu na przyjaźń z Wybrańcem.
Teraz wzrok Draco padł na Hermionę. Oczywistym było, że jej także musi podać rękę. Podszedł do Hermiony i przez chwilę patrzył jej w oczy. Zobaczył w nich szczęście. Tak, Gryfonka była szczęśliwa, że wreszcie nastała zgoda. Jednak w jej pięknych, czekoladowych źrenicach było coś jeszcze. Coś, czego nie potrafił opisać. Po chwili zorientował się, że pozostali przyglądają im się. Faktycznie, mogło to dziwnie wyglądać, skoro stali i tylko patrzyli sobie w oczy. Ślizgon pośpiesznie wyciągnął rękę. Gdy dotknął delikatnej skóry Hermiony... nie umiał się powstrzymać i ucałował jej dłoń. Tłumaczył to sobie potem może litością, a może dobrych wychowaniem... może oboma na raz. Widział, jak wściekłość pojawiła się w oczach Weasley'a. Już miał wyciągnąć różdżkę, kiedy drzwi przedziału otworzyły się i stanęła w nich roześmiana Ginevra. Jednak uśmiech zaraz zmienił się w zszokowanie. W końcu nie na co dzień widzi się największych wrogów w jednym przedziale...
- Draco? Blaise? - spytała dziwnym głosem.
- Nie, dwa pufki pigmejskie - zironizował Diabeł - jasne, że my, Wiewióro! 
- Ginny, spadaj stąd. - ostrym głosem zaczął mówić Ron. - nie jes...
- Zamknij się, Ronaldzie - dziewczyna tylko przewróciła oczami. - a więc, co tu robicie, chłopcy?
- Właśnie zawarliśmy... hmm... sojusz - wyszczerzył zęby Blaise.
- To chyba powinniśmy się cieszyć? - uśmiechnęła się Ruda.

- Jasne i co jeszcze? - Ron ewidentnie zaczął się irytować - Może będziemy siadać razem w Wielkiej Sali, będziemy się razem uczyć...
- Naprawdę byś chciał?! Oh, Ronuś, tak długo na to czekałem! A po ukończeniu Hogwartu zamieszkamy razem! Oh, jaki jestem szczęśliwy! - wykrzyknął Diabeł, a zarówno Ginny, jak i Miona, nie mogły powstrzymać się od śmiechu. Nawet na twarzy Harry'ego pojawił się lekki uśmiech. Jednak ku dezaprobacie Blaise'a, Wybraniec podszedł do Wiewiórki i pocałował ją w policzek. Najwyraźniej dalej byli parą.
Wtedy pociąg zatrzymał się. Dojechali do Hogwartu.

                                                                               ***

Uczta powitalna i przydział do domów minął szybko. Nowa nauczycielka od eliksirów, ale jakaś dziwna. Jednak Hermiona nie zamierzała się nią przejmować. Znowu była prefektem naczelnym, z tego powodu przypadło jej do użytku oddzielne dormitorium.
Siedziała na łóżku i wpatrywała się w regał z książkami. Tyle się zmieniło, odkąd po raz pierwszy przyszła do Hogwartu... wszyscy się zmienili. Harry, Ginny, Luna, Neville... Ron... o tak, on najbardziej się zmienił. Ten chłopak, w którym się zakochała... czasem miała wrażenie, że przestał już istnieć. Wojna bardzo zmieniła Rona. Nie, nie chciała teraz o tym myśleć. Właściwie... Dracon też się zmienił. Nadal pozostawał egoistą i durnym Ślizgonem, jednak nie mogła nie zauważyć, że wojna wniosła znaczące zmiany także do jego życia. Zdawało się, że zaczął mieć większy szacunek do pozostałych... Brązowowłosa nadal nie darzyła go sympatią, ale coś w jego oczach sprawiało, że zaczęła rozumieć jego wcześniejsze zachowanie.
''Merlinie, czy ja właśnie myślę o Malfoy'u... prawie jak o przyjacielu?!'' - skarciła się  w myślach - ''Ślizgoni zawsze byli wredni i zawsze tacy będą'' - pomyślała, jednak nie umiała się nie uśmiechnąć na wspomnienie wydurniającego się Diabła.
Po namyśle wstała z łóżka i zwróciła się w stronę łazienki - swojej prywatnej. Pomieszczenie było bardzo przestronne. Po środku znajdowała się wielka wanna. Dziewczyna nalała wody i bez namysłu wlała tam tyle wonnych olejków ile tylko się dało. Weszła do wanny, a gorąca woda koiła jej nerwy.
Po półgodzinie relaksowania się, coś zakłóciło jej spokój. Do jej dormitorium były dwa wejścia - jedno zewnętrzne, obok portretu z Grubą Damą, a drugie wewnętrzne - od salonu Gryfonów. Właśnie od tego pierwszego wejścia rozległo się pukanie.
Dziewczyna pospiesznie wyszła z wanny i zakryła się ręcznikiem. Podeszła do drzwi i otworzyła je.
Z trudem złapała powietrze, gdy zobaczyła, kto za nimi stał.
- Zabini! Co ty tu robisz!? - wykrzyknęła.
Chłopak przejechał po niej wzrokiem i roześmiał się.
- Szkoda, że nie ma tu Draco. Chyba Ci przeszkadzam?
- Nie, wcale... - powiedziała z ironią dziewczyna.
- To wspaniale. Miałem Ci tylko przekazać, że ja.. to znaczy Draco... zaprasza Ciebie i Ginny na najbliższy trening Quidditcha.
- C-co? - zdołała tylko wyjąkać Hermiona.
- POWIEDZIAŁEM, ŻE DRACO ZAPRA..
- Wiem, co powiedziałeś.
- Więc... przyjdziecie? - uśmiechnął się zachęcająco Blaise.
- J-ja... muszę omówić to z Ginny.
- Czyli ustalone! - wykrzyknął Diabeł. - Oczekujemy was. - mrugnął i posłał jej całuska.
- Ale... Zabini...
- Pa, Mionuś. A, zanim upuścisz ręcznik z zaskoczenia, to poczekaj, aż przyprowadzę tu Dracona - dodał ze śmiechem. Potem zbiegł po schodach, do lochów i zostawił Hermionę zszokowaną w drzwiach swojego dormitorium.

                                                                         ***

- Mionuś, czemu nic nie jesz? - spytała z troską w głosie Ginny.
- J-ja... nie jestem głodna. - odpowiedziała dziewczyna.
- Coś Cię gnębi? - spytał Ron.
- Nie, wszystko w porządku.
Dziewczyna faktycznie nic nie zjadła. Choć na śniadaniu był wybór, a w całej Wielkiej Sali pachniało smakowicie, Gryfonka cały czas myślała o wczorajszej rozmowie z Zabinim.
''Nie, koniec myślenia o tym. Muszę zająć się czymś innym.'' - powiedziała sama do siebie. Żeby zająć czymś innym swój umysł, brązowowłosa przeniosła swój wzrok na nową nauczycielkę eliksirów. Miała na oko sześćdziesiąt lat, kruczoczarne włosy, sięgające prawie do pasa, duże, zielone oczy i ubrana była w ciemnozieloną suknię. Podobna była do jakiejś historycznej księżnej. ''Jest nawet dość ładna'' - stwierdziła Miona - ''lecz wydaje się być naprawdę bardzo sroga.''
Po chwili przypatrywania się nowej nauczycielce, ta.. spojrzała prosto w czekoladowe oczy Hermiony! Dziewczyna poczuła, jak szmaragdowe oczy przewiercają ją od środka, jakby poznawały każdy zakamarek jej duszy. Gryfonce zdecydowanie się to nie podobało.
Odwróciła wzrok i wbrew swojej woli, spojrzała prosto na twarz Dracona, który odwracał się w jej stronę, zza Ślizgońskiego stołu. Oboje odwrócili wzrok i wbili go w swoje talerze.
- Hermiona, idziemy na słowo. - Ron złapał dziewczynę mocno za ramię. Smok obserwował, jak chłopak z agresją wyprowadził ją z Wielkiej Sali.
- O co chodzi, Ron? - spytała.
- Widziałem, jak ten idiota na Ciebie patrzył.
- Ron...
- Nie pozwolę na to!
- Ale nie pozwolisz mu nawet patrzeć w moją stronę?
- A żebyś wiedziała!
- Ron...
- A ty! Ty patrzyłaś na niego! Może mnie zdradzasz?! - krzyknął. Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak po policzkach dziewczyny popłynęły łzy. - Miona... przepraszam. - wyszeptał - nie wiem, co się ze mną dzieje. Przepraszam cię. To wszystko przez tą wojnę... to co przeżyliśmy...
- Wiem, Ron...
- Przepraszam.
- Już dobrze...
Wtedy Draco wyszedł z Wielkiej Sali, w części by sprawdzić, czy z Hermioną wszystko dobrze. A kiedy wyszedł, jego wzrok padł na Hermionę i Rona, całujących się namiętnie przy drzwiach.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ. ♥
LUBISZ = OBSERWUJESZ. ♥