piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 3.

Witam w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że się spodoba. ♥
Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania. :)
Pojawia się odpowiedź na pytanie, co ukrywa Hermiona.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
LUBISZ = OBSERWUJESZ.
~Inka 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack*
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack*
Nachyliłem się nad nią i... poczułem silny ból w policzku. Wytrzeźwiałem w jednej chwili. Granger patrzyła na mnie z tą złością w oczach, którą widziałem u niej już wiele razy.
- Co tobie odbija, Malfoy?! Jesteś nienormalny! - krzyknęła, wychodząc z dormitorium i trzaskając drzwiami.
Na Merlina, jak ja jej nienawidziłem.
***
[JA]
Hermiona nadal czuła tę gorycz, na końcu języka, która sprawiła, że jej dzień całkowicie się popsuł. Było już po północy, jednak ona nadal nie mogła spać. A tak miała nadzieję, że ten dupek wreszcie się zmienił...
W jej pamięci pojawiło się zdarzenie sprzed kilku tygodni, o którym tak bardzo chciała zapomnieć...
''Szłam tym samym korytarzem, jak kiedyś, pod tą samą peleryną niewidką, z Ronem i Harrym. Tym razem jednak byłam sama. Nie mogłam zasnąć, często mi się to ostatnio zdarzało. Przyszłam jednak, jak zawsze, w dobrze znane mi miejsce. Ostatnimi czasy często tam przesiadywałam. Popchnęłam drzwi, a moim oczom ukazał się okrągły pokój, a w nim zwierciadło Ein Eingarp. Zrzuciłam kaptur, zamknęłam oczy i podeszłam do lustra. Dotknęłam szklanej powierzchni, jakby miała mnie podtrzymać. Bałam się otworzyć oczy i spojrzeć w prawdę o moim życiu. Czemu? Nie wiedziałam. Kiedyś widziałam w zwierciadle siebie, Rona i gromadkę rudych dzieci. Jednak po wojnie widok ten się zmienił. Widziałam tam siebie, w objęciach... czyich? Nie Ronalda, choć bałam się do tego przyznać. Jeszcze parę tygodni wcześniej tajemnicze dłonie należały do Harry'ego. Jednak jemu już nie można było ufać. A ja wiedziałam, kogo tym razem ujrzę. Widok, który powtarzał się od jakiegoś czasu.  Bałam się otworzyć oczy, bałam się swoich marzeń, gdyż gdyby nie lustro, nie umiałabym uświadomić sobie, że właśnie tego pragnę. Powoli otworzyłam oczy... i patrzyłam prosto w stalowe tęczówki Księcia Slytherinu, który wpatrywał się we mnie z... czułością? Jego ręka dotykała szklanej powierzchni, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie znajdywała się moja... nasze nosy mogłyby się dotknąć, a usta złączyć w pocałunku, gdyby był to prawdziwy Malfoy... dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów... 
Czemu? Czemu musiałam widzieć właśnie jego? Wytrzymałam tylko kilka sekund. Znów zamknęłam oczy, oparłam głowę o zwierciadło. Dwie łzy poleciały po szkle. Ostatkiem sił otworzyłam oczy, jednak zaraz tego pożałowałam. Malfoy... Draco wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem w błękitnych oczach, a jego usta, piękne, kształtne usta, ułożyły się w kształt podkówki. Wyglądał tak słodko i niewinnie...'' 
Ah, dlaczego nie umiała sobie uświadomić, że ten arogant nigdy taki nie będzie? Nawet gdyby chciał się zmienić, od dziecka wpajane miał egoistyczne zachowanie. On nie jest w stanie kochać.
Brązowowłosa podciągnęła kołdrę pod głowę, gdyż dreszcze przechodzące przez jej ciało sprawiły, że zatrzęsła się. Najchętniej odeszłaby od Rona... ale nie mogła. Nie darowałby jej tego. Nigdy.
Odchyliła ramiączko jedwabnej koszuli, krzywiąc się na widok posiniałej skóry.
Tak. Od czasu bitwy, Ron zaczął stosować kary cielesne. Kiedyś nawet ją zgwałcił, choć brzmiało to głupio, w końcu byli parą. A jednak.
Potem przepraszał, przynosił kwiaty, opatrywał rany... ale Hermiona nie chciała jego troski. On nie umiał się kontrolować. Nigdy...
Ta wojna tak zmieniła ich wszystkich...
Nawet ona... ona sama stała się przyciszona i wiele więcej czasu spędzała samotnie.
***
- Przepraszam.
- Co?
- Chciałem cię przeprosić, Granger. Za moje wczorajsze zachowanie. Ja... ta ognista była naprawdę mocna.
- Czekaj... powtórz to.
- Ta ognista..
- Nie. To wcześniejsze.
- N-no... Przepraszam.
- Nie wierzę, że to od ciebie słyszę, Malfoy. Naprawdę.
- No cóż...
- No dobra, przeprosiny przyjęte. Mógłbyś mi podać korzeń bulwy? Przypominam, że mieliśmy robić eliksir.
- Jasne, masz.
- Dzięki. No ale... Malfoy, cholera. To się najpierw kroi!
- Sorry, szlamciu. To się nie powtórzy.
- Malfoy!
- No przepraszam, przepraszam.... A tak co do balu... zgadzasz się na zieloną suknię, tak?
- Nie. Ma być czerwona.
- Zielona.
- Czerwona!
- Zielona!
- Smoku!
- Zielona.
- No cholera.
- Czyli się zgadzasz.
- No niech ci będzie. Ale ja wybieram krój.
- Jasne, jasne. Jutro wyprawa do Hogsmeade. Jest tam jakiś sklep z ciuchami. Coś Ci wybierzemy.
- O tak, o tym właśnie marzyłam. O pokazywaniu się z tobą publicznie.
- Ja też nie jestem zachwycony, uwierz.
- A powinie....
- CISZA! Malfoy, Granger, nie gadać mi na lekcji!
***
[ DRACO ]
Widzę jak łasic idzie w moją stronę. Popycha mnie, ale tylko się śmieję. Widzę, jak ta szlama, Granger próbuje załagodzić sytuację, ale nie wychodzi jej. Weasley strąca ją z nóg jednym dotknięciem. Pomagam jej wstać, bądź co bądź to nadal kobieta. Rudy wpatruje się we mnie wściekły.
- Szukasz guza? - pytam, powstrzymując się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Masz ją zostawić w spokoju! - wrzeszczy.
- Uważaj, jeśli nie chcesz, żebym ci zrobił krzywdę - mówię, jednak tym razem poważnie.
- Ona jest moja. Rozumiesz?!
- Pff. Nawet mi na niej nie zależy - odpowiadam, zgodnie z prawdą.
- No mam nadzieję.
- Na co dzień nie zadaję się za szlamami, nie martw się - dodaję i prychając odchodzę w stronę lochów.
***
[JA]
- Hej, Miona - do dormitorium Hermiony wparował Harry, nie pukając. - słuchaj, mam prośbę. Mogłabyś napisać mi to wypracowanie z transmutacji? Kompletnie nie mam do tego głowy.
- Jasne. - kiwnęła głową zrezygnowana.
- Dzięki, Hermi. Wiesz... dawno nie rozmawialiśmy.
- Taa. Tak jakoś wyszło.
- Co z Ronem? - po raz pierwszy od kilku miesięcy, Hermiona zobaczyła w oczach Harry'ego co na kształt współczucia.
- Ja... to znaczy...
- Hermiona. - Harry przysiadł na łóżku, obok dziewczyny. Dotknął jej policzka, ocierając samotną łzę, która po nim spłynęła - to co się stało po bitwie... nie chciałem tego, rozumiesz? Nie potrafiłem nad tym zapanować, ale Ron... on... on chyba zmienił się najbardziej z nas wszystkich. Dla mnie to też było trudne. A co do Ginny... ja wiem, że ona u ciebie była. Ale prawda jest taka, że ja już jej chyba... nie kocham. Ale sam... sam przed sobą nie umiem się do tego przyznać, a potem, zatapiając smutki w ognistej, a potem... potem samo wychodzi... i budzę się rano w łóżku.... jakiejś obcej dziewczyny. Ja... tak strasznie tego żałuję...
- Powiedz jej to...
- Ale to złamie jej serce. Słuchaj, Hermiona. Ona ma problemy z psychiką. Raz przyłapałem ją na próbie samobójczej. Kazała mi ci nie mówić, ale inaczej chyba nie zdołam ci tego wytłumaczyć...
- Pró.. próbie samobójczej...?
- Tak. Mi też trudno w to uwierzyć. Czasem myślę, że kiedy żył Voldemort mieliśmy mniej problemów. Ja... po prostu... ciarki mnie przechodzą, jak myślę o Ginny... o Ronie... przed wojną wszystko było łatwiejsze. Potrafiliśmy cieszyć się chwilą, docenialiśmy to, co mamy. A teraz...
- Wiesz, że myślę tak samo? - Brązowowłosa uśmiechnęła się do Wybrańca blado. Po raz pierwszy od Bitwy O Hogwart poczuła, że coś naprawdę ich łączy... udało się jej zrozumieć jego zachowanie... wtuliła się w ciepły tors chłopaka, który objął ją ramionami. Nie musiała więcej nic mówić. Czuła, że wiedział, co przeżywa. Odgarnął włosy z jej szyi, oglądając ślad po zaklęciu Sectumsempra, blizny po cięciu nożem, siniaki po uderzeniach... czuł, jak jego koszula przesiąka jej łzami, jednak tylko głaskał ją po głowie, nic nie mówiąc. Przez chwilę oboje zamienili się miejscami, przeżywając nawzajem swoje historie. Hermiona czuła, jak mięśnie chłopaka napinają się pod jej ciężarem.  Nie chciała myśleć.  Zatraciła się w tej cudownej chwili, jak topielec, kurczowo chwytający się ostatniej deski ratunku. Ulżyło jej, że przynajmniej cząsteczka z ich dawnej przyjaźni pozostała, czekając na odpowiednią chwilę.
Harry natomiast powrócił myślami do starych czasów.  Gdy po raz pierwszy przekroczył próg Hogwart, nawet nie wyobrażał sobie, że to się tak potoczy.  Kiedyś uważał,  że po pokonaniu Voldemorta zamieszka wraz z Ginny w Dolinie Godryka, naprzeciw posiadłości Rona i Hermiony. Że on i jego piękna żona będą mieli trójkę dzieci - dwóch chłopców i dziewczynkę.  Że będą kochać się i wspierać,  w zdrowiu i w chorobie. Razem umrą,  śmiercią naturalną. Myślał,  że będzie lepiej. A jednak. Najgorsze było to,  że chciał być zakochany w Ginny. Ale po prostu nie potrafił.  Nie był w stanie. Kochał ją,  owszem. Jednak jak siostrę, nie jak dziewczynę. 
- Harry... dziękuję Ci. - Hermiona pociągnęła nosem i oparła łzy wierzchem dłoni. 
- Nie ma za co. Chyba oboje potrzebowaliśmy takiej rozmowy. - mruknął do dziewczyny Wybraniec, uśmiechając się blado.
***
Dwa tygodnie później nadszedł dzień balu. Hermiona, Ginevra i Luna siedziały w dormitorium tej pierwszej i stroiły się zawzięcie.  Były już prawie gotowe, brakowało zaledwie paru detali.
Dziewczęta żartowały i śmiały się głośno, jednakże Hermiona w głębi serca była zestresowana jak nigdy dotąd. Malfoy. Akurat dla niej. Za jakie grzechy? Owszem, ostatnio ich drogi się skrzyżowały i w ogóle... ale to nie oznaczało od razu, że go lubiła. Choć w głębi duszy nadal stał jej przed oczami obraz Malfoya w lustrze Ein Eingarp.  "Nie, nie myśl o tym teraz, Miona. Będzie dobrze." - próbowała pocieszać samą siebie. 
Ubrana była w zieloną - temu egoiście udało się dopiąć swego - sukienkę bez ramiączek, ze złotymi,  wszytymi nićmi. Z przodu była krótka, jednak wydłużała się z tyłu.  Miała dość duży dekolt, troszkę za głęboki jak dla Hermiony. Włosy upięte w duży kok,  przystrojony złotym, ozdobnym grzebieniem i buty ze skóry imitującej wężową dopełniały jej wizerunek. Makijaż w kolorze głębokiej zieleni i usta pokryte krwistą szminką sprawiały, że dziewczyna wydawała się być co najmniej o rok starsza.
Gdy rozległo się pukanie do drzwi dormitorium, wszystkie dziewczęta popatrzyły na siebie podekscytowane. Dochodziła właśnie dwudziesta, co oznaczało, że bal miał rozpocząć się lada chwila. Tak jak podejrzewały - w drzwiach stali Seamus, Malfoy i Neville.
Luna, ubrana w fioletową suknię do ziemi, z rozcięciem sięgającym do uda, z włosami, które spływały delikatnie po jej odsłoniętych plecach i purpurowym makijażem wyglądała nieziemsko, toteż Neville z radością ucałował jej dłoń i poprowadził w stronę sali balowej. Także Seamus, zachwycony czerwoną kreacją swej partnerki, która świetnie pasowała do jej splecionych w długi warkocz włosów, nie wahał się ani chwili i już schodząc z nią po schodach, podrygiwał w tanecznych podskokach.
Miona z nieśmiałością zerkała na Smoka. Ten wyglądał... nie przeszłoby jej to przez gardło... wyglądał nieziemsko. Spoglądał na nią z miną poważną, zresztą jak zwykle. Jednak jego spojrzenie... jego spojrzenie było tak przenikliwe, że brązowowłosa uznała, iż jakieś, choć wątłe uczucie tli się w zlodowaciałym sercu Księcia Slytherinu.
- Idziesz? - rzucił chłopak, jakby od niechcenia.
- Tak... jasne. - Gryfonka wstała i podeszła do chłopaka. Wbrew jej woli przypomniał jej się obraz ze zwierciadła Ein Eingarp. Poczuła się jak wtedy. Stała tak blisko niego... jeszcze milimetr, gdyby tylko Dracon się do niej zbliżył... ich usta złączyłyby się i... Jednak to nie było odbicie w lustrze. To był prawdziwy Malfoy, który nigdy by się tak nie zachował. Odsunął się szybko.
- Choć, szlamo. - powiedział tonem, którego dawno u niego nie słyszała i chwycił ją za łokieć, brutalnie. - nie chcemy się przecież spóźnić.
Gdy weszli do Wielkiej Sali, prawie wszystkie spojrzenia zwróciły się na nich.
- Hej, mała. - podszedł do nich Blaise i mrugnął zalotnie do Hermiony.
- Idź sobie, Zabini. - warknął Malfoy, patrząc wrogo na przyjaciela.
- Co cię ugryzło?
- Nic - odpowiedział blond Ślizgon, unikając wzroku brązowowłosej. - chodźmy się czegoś napić, skoro i tak sobie nie idziesz.
- Jasne... Astoria!
- Czego chcesz, kotku? - dziewczyna, w niebieskiej sukni z koronką wyglądała naprawdę olśniewająco.
- Astoria? To z nią tu przyszedłeś? - Dracon spojrzał na przyjaciela ze zdumieniem.
- N-no... Nie mówiłem ci?
- Jakoś zapomniałeś dodać. - Książe Slytherinu wyglądał na naprawdę wkurzonego.
- Oj, kochanie. - Astoria postanowiła uspokoić chłopaka - nie róbmy sobie wyrzutów. W końcu ty przyszedłeś tu z tą... - zmierzyła Hermionę krytycznym spojrzeniem - szlamą.
- Taa. - mruknął chłopak.
- Szlamą? - Hermiona wzburzyła się - popatrz na siebie, wyglądasz jak pierwsza lepsza prostytutka.
- Co?! Dracuś! Nie pozwalaj mnie tak obrażać!
- Jasne - jęknął chłopak i pociągnął Hermionę za kolumnę.
- Jeśli myślisz, że... - zaczęła mówić dziewczyna.
- Cicho, Granger. Chociaż raz w świecie się zamknij! Dlaczego musisz wszystkich obrażać, co?!
- O czym ty mówisz?! Przecież...
- Granger! Posłuchaj mnie!
- Nie, Malfoy. Chociaż raz w życiu to ty mnie posłuchaj. Nie mam zamiaru być tu piątym kołem u wozu. Ale nie odpowiada mi, kiedy ktoś nazywa mnie szlamą! Tym bardziej taka idiotka jak ona. Nic nie mów - wiem, że też tak o niej myślisz. Ale ciebie się nie da zrozumieć! Najpierw, przez prawie sześć lat zachowujesz się, jakbym była nikim. Potem, nagle - postanawiasz zawiesić broń i być dla mnie miłym! A dzisiaj znowu traktujesz mnie jak powietrze! Ogarnij się wreszcie! Inni też mają uczucia, wiesz?! Nie wierzę już w te twoje pożal się Merlinie, bajeczki o zmianie. Przecież ty się nigdy nie zmienisz. Zawsze będziesz już lalką swojego ojca, egoistycznym dupkiem. Nawet nie wiesz, od jak dawna chciałam ci to wygarnąć. Wiesz co? Idę stąd, jeśli moja obecność przy twojej dziewczynie to taki problem. Ale chcę ci tylko powiedzieć, że jesteś pozerem. Wrednym, nie myślącym o innych, obrzydliwym pozerem, który zawsze miał wszystko, a tak naprawdę nie miał nic. Dla ciebie już nie ma ratunku. - to mówiąc, Hermiona odwróciła się napięcie i wybiegła z sali.

***
*soundtrack*
''...aż, dnia pewnego na komodzie, 
Prześliczny książę nagle stanął. 
Kapelusz miał w zastygłej dłoni, 
I piękny uśmiech z porcelany... 
A w niej zabiło małe serce, 
Co nie jest taką prostą sprawą... 
I śniła, że dla niego tańczy, 
A on ukradkiem bije brawo... 
Laleczka... z saskiej porcelany, 
Twarz miała bladą jak pergamin, 
Nie miała taty ani mamy... 
I nie tęskniła - ani, ani. 
Jej siostrą była dumna waza, 
A bratem zabytkowy lichtarz, 
Laleczka z saskiej porcelany, 
Maleńka, śliczna - pozytywka. 
Lecz jakże kruche bywa szczęście, 
W nietrwałym świecie, z porcelany...
Złośliwy wiatr zatrzasnął okno... 
I Książę rozbił się na amen. 
I znowu stoi obok lustra, 
Na toaletce całkiem sama, 
I tylko jedna, mała kropla, 
Spłynęła w dół, po porcelanie...''
Hermiona, połykając łzy, nuciła szeptem kołysankę, którą kiedyś śpiewała jej mama. Mugolska piosenka, ot co. Jednak mała czarodziejka zawsze marzyła, by być jak ''maleńka, śliczna pozytywka''. Jednak dziś... wreszcie rozumiała tę piosenkę... rozumiała, jak to jest być kruchym... bez mamy, ani taty...
''Mugole jednak potrafią być mądrzy'' - dziewczyna szepnęła sama do siebie, ledwo łapiąc oddech.
- Hermiona...? - brązowowłosa usłyszała głos Ginny, która najwyraźniej stała za drzwiami jej dormitorium.
- Zostaw mnie.
- Wszyscy na ciebie czekamy! Nie pozwól zepsuć sobie balu przez jednego Ślizgońskiego gówniarza.
- Po-prostu-mnie-zostaw!
- Dobrze, dobrze...
Hermiona jeszcze chwilę siedziała w ciemności, dopóki nie upewniła się, że Ginny wróciła na bal. Bądź co bądź, Wiewióra miała rację. Czas było poprawić makijaż i wrócić na imprezę. Była przecież Hermioną Granger - a Granger'owie nie poddają się łatwo.

***

Po powrocie na salę postanowiła odszukać Malfoy'a. Kto wie, może wziął sobie jej słowa do serca.
- Blaise, gdzie Draco? - spytała Diabła, który podrapał się po szyi z zakłopotaniem...
- Wiesz... on... on jest...
- Jest w składziku na miotły. - uśmiechnęła się Daphne Greengrass, starsza siostra Astorii. - nie ma za co, szlamciu.
''W składziku na miotły? Ale... ale po co?'' Hermiona dotarła do właściwych drzwi i nacisnęła klamkę.
Potem zobaczyła coś, co przyprawiło ją o ból serca.
Astoria Greengrass całująca Draco. Jej ręka, wsunięta pod koszulę, głaskała jego plecy, a noga owinięta była mocno na jego biodrze. Widać było, że wkładali w to całą swoją energię...
Jeszcze sekunda, a Hermiona widziała, jak prawa ręka Malfoya zaczyna odpinać sukienkę Astorii...
Dziewczyna nie wytrzymała. Łzy poleciały jej ciurkiem po policzkach.
Smok akurat w tej chwili, magicznie postanowił się odwrócić. Ostatnim, co zobaczył, były drżące usta Hermiony, jej zbolałe oczy i ona sama, wybiegająca z Wielkiej Sali, by na nowo utopić się w niezrozumiałych dla niej samej uczuciach.

___________________________________
Mam nadzieję, że się podobało. Pisałam to pod wpływem dziwnej energii, wybaczcie też, jeśli coś było niezrozumiałe i niestylistyczne, ale słowa same wychodzą spod moich palców, a ja nawet nie nadążam, by je zrozumieć. Przepraszam też za fragment piosenki, jednak taki miałam pomysł i nie mogłam się powstrzymać by jej nie wstawić, a jak przed chwilą pisałam - nie kontroluję co piszę.
Oczywiście dziękuję tym, którzy przeczytali moje wypociny i jak zwykle mam do nich OGROMNĄ prośbę - skomentujcie. Naprawdę mi na tym zależy. <3
Następny rozdział może około 31 - ale nie wiem na pewno. Oficjalna data może pojawić się w najbliższych dniach w Proroku Codziennym (Prorok jest zamieszczony gdzieś na moim blogu.)
I oczywiście:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ,
LUBISZ = OBSERWUJESZ. ♥ 

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 2.

No witajcie w drugim rozdziale. :3 Mam weny jak nigdy dotąd, a więc będzie dobrze. ♥
Niestety byłam zmuszona zrobić przerwę z powodu nagłego wyjazdu.
Postanowiłam we wstępie i w pierwszej części rozdziału pierwszego dać Wam trochę nadziei i dodać sceny Dramione. A teraz (także za radą Azi) przystopujemy akcję zdecydowanie, i dodamy odrobinę Romione. (ale z końcówką nie mogłam się powstrzymać. Jak myślicie, co zrobi Miona? Oj, nie ma tak dobrze. Trzeba poczekać :D)  Jednakże... Miona ma teraz pewną mroczną tajemnicę. :c Jaką? Dowiecie się w kolejnych rozdziałach. ;D
Miłego czytania. ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ. ♥
LUBISZ = OBSERWUJESZ. ♥

Ps. Jak możecie zauważyć, zmieniłam szablon. Jest bisty. <3

*soundtrack*

*soundtrack*
*soundtrack*
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
*soundtrack* 
~Inka

Draco natychmiast odwrócił wzrok. Nie wiedział czemu... nie mógł na to patrzeć. Dobrze widział, jak Łasic ją traktował... a ona... a ona całowała go jak gdyby nigdy nic.
Nie mógł w to uwierzyć...
Czuł gorycz, złość i coś jeszcze... coś czego nie potrafił sam wyjaśnić.
Nagle Hermiona oderwała swe usta od ust Rona Weasley'a... spojrzała na Dracona dziwnym wzrokiem. Nie wiedziała czemu, ale nie chciała, by na to patrzył.
Jednak on szedł już korytarzem, byle jak najdalej od nich. Zszedł do lochów i wszedł do dormitorium, które dzielił razem z Zabinim. Podszedł do szafy, rozchylił ubrania. Na ukrytej półce był zapas Ognistej Whisky, tak na wszelki wypadek. Otworzył butelkę i jednym łykiem opróżnił połowę. Teraz Obrona Przed Czarną Magią... ale wisiało mu to. Gdyby poszedł, musiałby patrzeć na Granger i Weasley'a... Przemyślenia przerwało mu wparowanie Zabiniego do pokoju:
- Gdzie się podziewasz?! Teraz OPyCyMy! Szybciej! 
- Nie idę - powiedział Draco, opadając na łóżko.
- Co cię gryzie?
- Skąd pomysł, że coś mnie gryzie? - powiedział sarkastycznie Draco - po prostu nie idę. Nawet nie wiem, kto będzie nas uczył.
- Ta sama, co do Eliksirów - odpowiedział Diabeł - ale mniejsza. Wiem, że to nie dlatego nie idziesz. Gadaj o co chodzi.
- Eh, Diable. Idź, bo się spóźnisz.
- Nie ma mowy - zaprotestował chłopak - zostanę z tobą. Będę cię wspierał, będę cię pocieszał, będę słuchał... będziesz mógł się przede mną otworzyć... a ja będę cicho siedział. Zupełnie cicho. Naprawdę. Więc opowiadaj. O co chodzi? Co się stało? No mów. I wiesz, zawsze możesz na mnie polegać. No więc mów! Czemu nic nie mówisz? No, Draco. Śmiało. Dawaj..
- NIE MÓWIĘ, BO NIE POZWALASZ MI DOJŚĆ DO SŁOWA! - krzyknął Draco.
- No i czemu mi przerywasz?! Doprawdy Smoku, z tobą się nie da rozmawiać. - skwitował Diabeł.
- Ehh...
- Co wzdychasz? Zaraz... - nagle powiedział Blaise, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech - chodzi o Hermionę, prawda?
- Co? O czym ty mówisz?! - wybuchnął Dracon.
- No i już wiem, że chodzi o nią. - roześmiał się Zabini. - zawsze tak się denerwujesz, gdy uda mi się zgadnąć. Zresztą nie jest żadną tajemnicą, że Granger ci się podoba..
- Co?! Nie wiem o co ci chodzi...
- Jasne... - Diabeł cały czas się uśmiechał. - A teraz mów, co się stało.
Smok streścił przyjacielowi co widział i nie opierał się już przy tym. Wiedział, że Diabeł znał go nie od dziś i bez trudu odgadłby, że kłamie.
Gdy opowieść dotarła końca, Diabeł skwitował to:
- No to faktycznie nieźle. - skrzywił się.
- Taa...
- Ty ją naprawdę kochasz? - Blaise spytał już zupełnie poważnie.
- Nie o to chodzi, Diable - wymijająco odparł Smok. - po prostu... inaczej zostałem wychowany. Znasz mojego ojca i moją matkę. Ojciec zawsze traktował mamę... źle. Bardzo źle. A ja obiecałem sobie, że nigdy nie będę tak traktował żadnej kobiety. A Granger... ona jest dla mnie po prostu... znajomą. Nic dla mnie nie znaczy. To nie jest sprawa miłości. Tu chodzi o honor. Tylko i wyłącznie o honor. Rozumiesz...?
Diabeł rozumiał. I wiedział, że Dracon mówi szczerze. Wierzył Smokowi. Jednak coś... coś w oczach Księcia Slytherinu, kiedy ten wypowiadał nazwisko Hermiony powiedziało Diabłowi, że Draco coś w swej przemowie pominął. I było to coś naprawdę ważnego.

***

- Witam szanownej młodzieży. Nazywam się Samantha Phill i dziś zaczynam proces nauczania w tej szkole. Będę uczyć tu zarówno Obrony Przed Czarną Magią, jak i Eliksirów. Mam nadzieję, że wykażecie się wiedzą i nie będę miała trudności z wbiciem do waszych głów czegoś nowego. - ostrym tonem powiedziała nauczycielka.
Hermiona rozejrzała się po klasie od OPCM. Nie uszło jej uwadze, że dwójka Ślizgońskich; według większości najprzystojniejszych - chłopaków w szkole nie pojawiła się na zajęciach.
- Proszę schować podręczniki – z zamyślenia wyrwał Mionę głos nowej nauczycielki. – Zaczynamy lekcję.

***

- Mionuś… - Ginny wparowała do dormitorium Hermiony, która akurat czytała książkę.
- Co się stało, Wiewiórko? – spytała Brązowowłosa.
- Bo wiesz… chodzi o to, że… a zresztą nieważne.
- Powiedz – zachęciła przyjaciółkę Hermiona i poklepała miejsce na kanapie, obok siebie. Ginevra usiadła.
- Widzisz, Hermi… bo ja już… ja już chyba nie kocham Harry’ego – wypaliła Rudowłosa – i… on mnie chyba zdradza.
- C-co?! To nie możliwe… - wyjąkała Hermiona. Jednak dobrze wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Już od jakiegoś czasu podejrzewała, że Harry nie jest wierny.
- Dobrze wiesz, że całkiem możliwe. W niektórych momentach jest taki jak kiedyś – roztropny, czuły, mądry i odważny, ale w niektórych… w niektórych chwilach widzę, że sława uderzyła mu do głowy. Wszyscy się zmieniliśmy… Ty, ja… Harry, Neville… Luna… Blaise i Draco… i Ron. – na ostatnie imię Miona nieznacznie spuściła głowę.
- Ron się stara – powiedziała.
- Nie wątpię. Ale… jego zachowanie… to co zrobił…
- Cii… - uciszyła Ginevrę Miona – nie mówmy o tym. To już minęło.
- Myślisz, że da radę być taki jak kiedyś? – powiedziała z powątpiewaniem Ruda.
- Nie. Jestem pewna, że nie da rady. Ale próbuje. I to mi wystarczy. – uśmiechnęła się sztucznie.
- No dobrze, zmiana tematu. – wyszczerzyła zęby Ginny.
- O! Właśnie mi przypomniałaś – wykrzyknęła Hermiona – Blaise… a ponoć Draco, zaprasza nas na Ślizgoński trening Qudditcha.
- Poważnie?! – ucieszyła się Ginny.
- No chyba. Idziemy?
- Jasne, że tak! Przy okazji, może podpatrzę technikę Ślizgonów – uśmiechnęła się złowieszczo – ktoś chyba zapomniał, że gram w drużynie Gryffindoru.

***
 

Obie Gryfonki nie zdziwiły się zbytnio, kiedy na treningu Ślizgonów ujrzały dużo grupkę dziewczyn – nie tylko ze Slytherinu, nawet z Gryffindoru. Wszystkie, rozemocjonowane oglądały trening drużyny Węża, jednak ich wzrok skupiał się głównie na Draco Malfoy’u, a czasem, choć rzadziej – na Blaisie Zabinim. Obaj chłopcy pędzili już na miotłach wokół trybun. Blaise posyłał dziewczętom całuski, od których zaczynały piszczeć, a Draco uśmiechał się do nich słodko. Hermiona i Ginny obserwowały tą scenę z obrzydzeniem. Ślizgoni bez wątpienia tylko robili sobie z nich żarty, a one jeszcze bardziej ich nakręcały. Miona zaczęła żałować, że przyszła. Obaj Ślizgoni jednak nie zamierzali przestać.
- To bezczelne! Biedne dziewczyny! Nawet nie zdają sobie sprawy… - szepnęła Ginny.
- No właśnie! A ja głupia, łudziłam się, że Malfoy się zmienił. Jest takim samym, bezdusznym gnojkiem co wcześniej. I… - Hermiona chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak dwójka przystojnych Slytherin’skich przystojniaków podleciała do nich. Grupka dziewczyn zerkała na nie z zazdrością.
- No witam moje panie! – przywitał Gryfonki Blaise – jednak przyszłyście!
- Żałujemy tego wyboru – powiedziała ostro Miona – kiedy widzimy, jak w Slytherinie traktuje się dziewczęta.
- Eee… to tylko zabawa. One o tym wiedzą. – odpowiedział Diabeł pobłażliwie.
- Wiedzą? – Ginny podniosła jedną brew.
- N-no… to znaczy…
- No właśnie!
- Merlinie, co się spinacie? One zrobią dla nas wszystko.
- Diable, zamknij się. Tylko pogarszasz sytuację – powiedział cicho Dracon, a potem dodał głośniej – przepraszamy. Nie pomyśleliśmy o tym. Już z tym skończymy – uśmiechnął się słodko, a Hermionie zmiękło serce. Uwierzyła, że to tylko niewinny wybryk.
- Zaraz wrócimy – przerwał Zabini, i pociągnął Malfoy’a na stronę. – Możesz mi wytłumaczyć, Smoku, czemu wczoraj nawijałeś o honorze, a dzisiaj jak zawsze podrywałeś ze mną dziewczyny? I czemu udajesz przed Granger, że ‘’nie pomyśleliśmy o tym’’?
- Sam nie jesteś lepszy, Diable. I nie wtrącaj się w moje sprawy – najwyraźniej mam powody, by się tak zachowywać – powiedział oschle Dracon, po czym zostawił oniemiałego Blaise’a i podleciał do Gryfonek.
- Przepraszam. Musieliśmy coś załatwić między sobą. – uśmiechnął się przepraszająco.
- J-Jasne – wyjąkała Ginevra, która uległa już urokowi Malfoy’a.

- Granger, mam nadzieję, że się nie denerwujesz? Naprawdę żałujemy, to się już nie powtórzy - i choć Miona przez chwilę miała wątpliwości, to wzrok, którym Draco na nią patrzył, sprawił, że dziewczyna zapomniała o zdarzeniu. Na chwilę jednak. Bo później zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jedna z dziewczyn, dokładniej Astoria Greengrass wyłoniła się z tłumu i z szyderczym śmiechem  rzuciła się w stronę Malfoya, odpychając przy tym Hermionę, która upadła na zimne drewno. Moment, a Astoria, przylepiona do Smoka, całowała go namiętnie.

***

Od tamtego dnia, dwa następne miesiące minęły bez większym wydarzeń. Hermiona i Ginevra stawały się coraz bliższe dwójce Ślizgonów. Choć chłopcy nadal flirtowali z przypadkowymi dziewczynami, bywaili wredni i miewali swoje humorki, dwie Gryfonki poczuły, że zawarły pewną więź ze Smokiem i Diabłem. I pewnie wszystko nadal byłoby doskonale, gdyby nie...
- TO MA BYĆ KIEPSKI ŻART?! JA NIE BĘDĘ PARĄ MALFOY'A NA BALU! NIE MA TAKIEJ OPCJI!
- Jego wylosowałaś, Mionuś. - wzruszyła ramionami Ginny.
- ŁATWO CI MÓWIĆ! TY MASZ SEAMUSA!
- No wiesz, myślałam, że lubisz Smoka.
- LUBIĘ? To o wiele za mocne słowo. Cenię go i szanuję, ale tego co było NIGDY nie zapominam!
- Ehh, Miona... ten bal jest właśnie po to by, uwaga, cytuję dyrkę '' zawierać nowe przyjaźnie'' i ''poznawać się bliżej.''

- Wiem, wiem. Ale... MALFOY?! A poza tym Ron...
- Wścieknie się?
- Ta. - Brązowowłosa spuściła głowę - on bywa taki zazdrosny...
- Porozmawiam z nim. A tymczasem idź do Smoka. Musicie ustalić krój sukienki, no nie? - wyszczerzyła zęby Wiewiórka.

***

Hermiona stała przed otwartymi drzwiami dormitorium Ślizgonów. Nie wiedziała jak się zachować. Nigdy jeszcze tam nie była, a jako Gryfonka wiedziała, że ciepło jej nie przyjmą. Jednak przełamała się i popchnęła duże dębowe wrota. Wbrew jej przypuszczeniom, w Ślizgońskim dormitorium było nadzwyczaj przytulnie. Ogień zielonej barwy palił się w kominku. Na środku okrągłego salonu stały fotele i sofa - wykonane z materiału przypominającego wężową skórę.
Gdy weszła, wszystkie oczy zwróciły się na nią,. Widziała nieprzychylne spojrzenia Ślizgonów, którzy mierzyli ją wilczymi spojrzeniami. Prawie czuła ich oczy, które przewiercały ją od środka, niczym Avada Kedavra. Postąpiła krok do przodu. ''Dasz sobie radę. To przecież zaledwie kilkoro Ślizgonów.'' - myślała, jednak zdołała wyjąkać tylko kilka słów.
- G-gdzie jest dormitorium Malfoy'a?
- O, więc oto jego partnerka na balu. - usłyszała głos z przyjaznym brzmieniem - nie chciał nam wyjawić z kim tańczy - mrugnęła do mnie Pansy. - Chodź. - wzięła ją za rękę i pociągnęła w stronę jakichś drzwi. Weszły do podłużnego dormitorium, które Draco dzielił z Blaisem. Wystarczył rzut oka, a można było zobaczyć, jak bardzo obaj chłopcy - a właściwie mężczyźni - się od siebie różnią. Strona Smoka była wysprzątana co do najmniejszego kąta, z kolei Blaise... mieszkał w chlewie.
Draco leżał na łóżku, pościelonym dokładnie, bez najmniejszych fałd. Bawił się różdżką, jednak gdy weszłą Hermiona, zamarł. Chwilę później zostali sami. Dziewczyna przysiadła na skraju łóżka Ślizgona.
- Chcesz trochę ognistej? - spytał, jakby od niechcenia.
                                                                        [DRACO]
-
To chcesz czy nie? - ponowiłem pytanie.
- Nie, dziękuję. - stwierdziła Granger. - nie piję alkoholu.
- W takim razie sam się napiję. - pociągnąłem łyk z gwinta. Szlama patrzyła na mnie zniesmaczona.
- Możemy zająć się balem? Powinniśmy ustalić kilka rzeczy.
- Nie ma co do ustalania. Suknia zielona, krój klasyczny. Dziękuję.
- Zielona?!
- Barwy Slytherinu, szlamciu - ani się zorientowałem, a butelka ognistej była pusta. Sięgnąłem po drugą i opróżniłem ją jednym haustem. Zaczęło wirować mi w głowie; nie miałem łba do alkoholu.
- Draco? Draco? - usłyszałem jak przez sen.
- Cszzego? Hyk. - czknąłem. Ona była taka seksowna...
- Upiłeś się w dwie sekundy.
- Co? Hyk. O szym ty mófiszzz... do diapła... - te jej czerwone wargi sprawiły, że nie mogłem się powstrzymać. Nachyliłem się nad Granger i....
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym grzecznie poprosić wszystkich, którzy przeczytali rozdział, o pozostawienie komentarza, choćby z anonima. Krytyczne czy pochlebne - akceptuję wszystkie. Chcę znać waszą opinię, to ona motywuje mnie do dalszego pisania.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ,
LUBISZ = OBSERWUJESZ.
Następny rozdział około 20 czerwca. :)
~Inka