niedziela, 7 września 2014

Rozdział 5.



Minęły już trzy bite tygodnie od czasu, kiedy Draco poznał tajemnicę Hermiony. Dziewczyna przestała zwracać na niego jakąkolwiek uwagę. Ślizgon z kolei coraz częściej zatracał się w licznych imprezach i romansach z coraz to nowymi dziewczynami, choć na stałe był z Astorią. Jego ego znów dawało o sobie znać, a sojusz z Gryfonami odszedł w zapomnienie, tylko z Potterem łączyły go oznaki wzajemnego szacunku. Dni mijały poniesione codzienną rutyną i nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek mogło się zmienić. Kontakty Hermiony i Draco ograniczyły się do minimum. Brązowowłosa wyraźnie unikała Ślizgona. Ginny próbowała wspierać przyjaciółkę,  jednak brakowało jej trochę humoru Blaise'a i ślizgońskich rozrywek. Jednak na dobrą sprawę, pogodziła się z Harrym i wreszcie zaczęła radzić sobie z Transmutacją. Jej brat zdał sobie sprawę, że zachowywał się jak skończony idiota. Całe dnie spędzał z Hermioną. A ona... wydawała się być szczęśliwa.

***

- No proszę, pan Potter. Oczekiwałam pana dzisiaj.
- Dzień dobry, pani profesor. W jakiej sprawie mnie pani wezwała? - spytałem, stojąc w gabinecie Dyrektorskim. Pokój zmienił się, odkąd ostatnio go widziałem - piękne, srebrne instrumenty, któe na ogół stały na stolikach o cienkich nóżkach, zostały zastąpione kolejnymi stosami książek. Wśród nich dojrzałem najlepsze dzieła, najlepszych magicznych pisarzy i odkrywców. Wielki, czerwony fotel, który widziałem tu w ostatnich latach został zastąpiony białym, zdobionym krzesłem ze złotymi podbiciami. Jedyną znajomą rzeczą w pomieszczeniu były obrazy poprzednich dyrektorów Hogwartu. Nie zdziwiło mnie, gdy pośród nich znalazłem Dumbledore'a, który zerkał na mnie, uśmiechając się w tym, tylko jemu przypisanym, charakterystycznym stylu.
- Poczęstuj się gryzkiem, Potter. I usiądź. Chciałabym poznać twoją opinię w pewnej sprawie.
- Tak? - spytałem, dość mocno już zaciekawiony. Po raz pierwszy, gdy profesor McGonagall poprosiła mnie do siebie, zostałem zaproszony do drużyny Quiddicha. Miałem nadzieję, że teraźniejsze ''wezwanie'' będzie równie ciekawe. Nie zawiodłem się.
- Dostaliśmy dość... ciekawą ofertę od Ministerstwa Magii... Chcieliby, żebyśmy zorganizowali coś niezwykłego.
- Co takiego?
- Doprawdy, panie Potter. Przecież wiem, że pan już się domyśla. Za paręnaście dni, w szkole zostanie zorganizowany... Turniej Trójmagiczny!
- To wspaniała wiadomość!
- Doprawdy, panie Potter, cieszy mnie, że tak pan uważa. Jest jednak parę "ale". Zdecydowaliśmy, że będzie to Turniej Trójmagiczny, który przybliży pana czasy szkolne. Innymi słowy,  będzie na pana cześć.  Ponieważ gdyby nie pan, Hogwart mógłby już nie istnieć.
- Ja... jestem naprawdę wzruszony, ale... nie trzeba. - wyjąkałem zdumiony, przeczesując palcami włosy.
- Cóż, chyba nie ma pan wyboru - McGonagall uśmiechnęła się życzliwie - rada szkolna stwierdziła jednogłośnie,  że to dobry pomysł.
- Skoro tak... chyba faktycznie nie mam wyboru. Ale obawiam się, że nie do końca rozumiem. Jak Turniej miałby przybliżyć moje szkolne życie?
- Przede wszystkim, do walki stanie czterech zawodników. Tak samo, jak za pana udziału w Turnieju.
- Przepraszam,  że przerwę,  pani profesor... ale wątpię,  że Beauxbatons czy Durmustrang miałyby się zgodzić na dwóch zawodników po stronie Hogwartu.
- Oczywiście, Potter,  nie umknęło to naszej uwadze - powiedziała McGonagall sięgając do miski z czekoladowymi gryzkami. - z tego właśnie powodu, zdecydowaliśmy, że inne szkoły nie zostaną zaproszone. W Turnieju udział weźmie czterech zawodników - po jednym, z każdego domu.
- Rozumiem...
- Ponad to, pana szkolną karierę przybliżą trzy zadania. Będą one polegały na tym, że
...
***
- Harry już ponad trzy godziny siedzi u McGonagall. 
- Ciekawe co przeskrobał. - mruknęła Ginny.
- Dzięki, Gin. - powiedział Harry, z uśmiechem wchodząc do salonu Gryfonów.
- No nareszcie. - przewrócił oczami Ronald - o co chodziło?
- Już niedługo dowiecie się wszystkiego. - tajemniczymi słowami zbył ich Wybraniec.

***

Rzeczywiście, trzy dni później, po śniadaniu, wszyscy byli bardzo podekscytowani, ponieważ na porannym posiłku została ogłoszona bardzo ważna rzecz. A mianowicie, wiadomość o rozpoczęciu Turnieju Trójmagicznego. Od godziny, wokół Czary Ognia stał tłumek ciekawskich uczniów, którzy pragnęli dowiedzieć się, kto będzie tak odważny i się zgłosi. Ku dezaprobacie studentów, ograniczenie wieku obowiązywało nadal, więc tylko najstarsi uczniowie wrzucali swoje karteczki do naczynia.
Hermiona siedziała na jednej z ławek, relaksując się i czytając "Przewodnik po magii średniowiecznej". Też była ciekawa osób, które pragnęły startować, więc wybrała miejsce, z którego mogła dogodnie obserwować Czarę. Dzień był pogodny, słońce mocno grzało, choć był już środek października. Dziewczyna zamyśliła się. Spojrzała na swój nadgarstek i bransoletkę, którą dostała od Rona w zeszłym tygodniu. Ostatnio znacznie się pohamował, jednak co najmniej raz w tygodniu miał napad złości. Ale widać było, że się starał i choć Hermiona nie czuła już do niego tego samego co kiedyś, cieszyła się, kiedy byli razem. Pomimo tego, co jej zrobił, kochała go nadal. Nie dało się od tak zapomnieć spędzonych razem lat. Z rozmyślań wyrwało ją skandowanie.
- Potter! Potter! Potter! - Gryfoni krzyczeli, witając Harry'ego, który podążał w stronę Hermiony. Seamus jednak zagrodził mu drogę.
- Ej, Harry! Wrzucasz swoją kartkę, czy nie? Gryfoni muszą mieć Pottera! - wykrzyknął, co spotkało się z entuzjazmem domu lwa.
- Przykro mi, Seamus - powiedział Harry przepraszająco. - ale uzgodniłem z psorką, że ja nie będę brał udziału. - jego słowa wywołały buczenie i jęki. Wybraniec zręcznie przecisnął się przez tłumek i dotarł do Hermiony.
- Ty nie chcesz wziąć udziału? - spytał.
- Nie, coś ty. To nie w moim stylu. Zresztą... nie chcę. - odpowiedziała, niekoniecznie zgodnie z prawdą. Ostatnio dziewczynie brakowało jakiejkolwiek rozrywki.
- Jasne, Miona - powiedział Harry z powątpiewaniem w głosie. - Wiesz co? Mam pomysł! Choć! - wykrzyknął, a Hermiona wyobraziła sobie, jak nad jego głową zapala się żółta żarówka, jak w mugolskich kreskówkach.
Biegli korytarzami Hogwartu, a Gryfonce przed oczami przelatywały wszystkie wspomnienia, jakie razem przeżyli. W końcu zatrzymali się przed ścianą, z którą wiązało się wiele wspomnień. Gwardia Dumbledore'a... brązowowłosa doskonale pamiętała dzień, w którym stowarzyszenie zaczęło istnieć.
- Harry... po co tu przyszliśmy?
- Mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiechnął się chłopak. Pociągnął dziewczynę i razem przeszli przez wielkie drzwi, które nagle pojawiły się w ścianie. Hermiona zaśmiała się. Jej śmiech był szczery. Naprawdę szczery. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczuła się naprawdę szczęśliwa. Jednak uczucie to od razu wygasło, gdy zobaczyła, kto jeszcze przebywał w Pokoju Życzeń. Czarne spodnie, biała koszula i zielony krawat. Tlenione włosy. Arystokrata siedział na fotelu obitym w czarną skórę. Wpatrywał się w jakieś zdjęcie, jednak w chwili, w której usłyszał Granger i Pottera, podniósł stalowo-błękitne tęczówki. Hermionie śmiech uwiązł w gardle, gdy Malfoy wbił w nią przepełnione zdziwieniem i złością spojrzenie.
- Harry, czy to jakiś... - nie dokończyła, patrząc zszokowana na Wybrańca. Jednak po jego twarzy poznała, że chłopak nie miał z tym nic wspólnego - był równie zdumiony co ona.
- Spadam stąd - Draco uniósł się z fotela. Wepchnął zdjęcie do tylnej kieszeni spodni i wyszedł z pokoju, nie zaszczycając Hermiony ani jednym spojrzeniem.
Harry popatrzył na Gryfonkę i wzruszył ramionami.
- To Malfoy. Nie próbujmy go zrozumieć. - uśmiechnął się.
- Masz rację. - dziewczyna odwzajemniła uśmiech - Poza tym, chyba miałeś mi coś pokazać.
- A, racja - wyszczerzył zęby.
W kącie pokoju stała mała szafka. Chłopak podszedł do niej i otworzył drugą szufladę. Wyciągnął z niej oprawiony album. Wrócił do przyjaciółki, przytulił ją i podał wolumin. Dziewczyna otworzyła album.
Na pierwszej stronie, pięknymi literami, wypisane słowa:

Nic dwa razy się nie zdarza 
i nie zdarzy. Z tej przyczyny 

zrodziliśmy się bez wprawy 

i pomrzemy bez rutyny.



Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.


Zawsze byli inni. Golden Trio. Tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Bo kto powiedział, że miłość nie może być przyjaźnią? Zdjęcia przywracały wspomnienia. Wspomnienia przywracały uśmiech.
Pierwszy rok szkoły, oni razem. Ron wyszczerzył zęby, Harry się śmiał. Tylko ona zachowała powagę do zdjęcia.
Hermiona doskonale pamiętała tamten dzień. Było to niedługo po uratowaniu jej przed trollem. Była wdzięczna chłopcom, jednak starała się nie okazywać uczuć. Co z tego, przecież serce sądziło inaczej. Chwile później, mała Miona na zdjęciu roześmiała się i objęła przyjaciół.
Tu Gwardia Dumbledore'a w komplecie, tam Hermiona z Ronem, gdzie indziej Neville uśmiechający się. Luna przymierzająca okulary Harry'ego, Seamus pokazujący język. Bliźniaczki Patil, nawet Charlie i Bill. Każde zdjęcie przypominało Hermionie kogoś innego. Bliźniacy. Jak zwykle roześmiani... Brązowowłosa pogładziła kciukiem Freda. Bardzo jej go brakowało, ale nie jego jednego. Kartkowała, oglądała, płakała. Dwa razy zacięła się kartką w palec. Jednak po obejrzeniu całego albumu, czuła się naprawdę dobrze. Poczuła, jakby odzyskała część siebie. Szczęśliwe wspomnienia.
Na ostatniej kartce widniały podpisy wszystkich. Wszystkich, których kochała, którzy przeżyli tę trudną walkę z rzeczywistością.
- Ja... nie wiem co powiedzieć, Harry. Dziękuję...
- Nie dziękuj mi, Miona. Nie sam przyczyniłem się do powstania tego albumu. Było ciężko, ale - spojrzał dziewczynie prosto w oczy - było to warte twojego uśmiechu.

*** 

Spędziliśmy w Pokoju Życzeń cudowny wieczór. Na nasze życzenie pojawił się tam kominek, miska z ciasteczkami i kremowe piwo. Czułam się, jak gdyby u ramion wyrosły mi skrzydła, które zaraz miałyby wznieść mnie do góry. Dawne lata spędzone w Hogwarcie powróciły, a czas jakby się zatrzymał.
- Chyba czas wracać, Herm - Harry postanowił zepsuć piękno chwili.
- Taa, masz rację. Ale nie chcę jeszcze iść.
- Ja też nie chcę. Jednak wątpię, czy chcesz teraz natknąć się na Filcha. - wyszczerzył zęby chłopak.
- Nie chcę... ale... pozwól mi tu jeszcze chwilę zostać. Idź już, zaraz cię dogonię.
- No dobrze, ale streszczaj się.
Zostałam w pokoju sama. Nie wiedziałam, czemu poprosiłam Harry'ego o chwilkę czasu spędzonego tu samotnie, ponieważ znowu zrobiło mi się jakoś smutno. Nie chciałam przedłużać tego uczucia i powolnym krokiem udałam się do wyjścia. Nagle coś kazało mi się jednak zatrzymać. Jakaś rzecz na podłodze  przykuła moją uwagę. Na pierwszy rzut oka można było tego nie zauważyć, jednak dla moich oczu, doświadczonych już, po dokładnym studiowaniu wielu książek, wszystko wokół wydawało się mieć znaczenie. Na pozór nieważny kawałek papieru leżał parę centymetrów od drzwi. Podeszłam bliżej, moje ciało przeszyły dreszcze. Podniosłam karteczkę. Była cienka jak liść i pomięta. Jednak dla kogoś ważna... dla kogoś... osoba, która widniała na tym małym, pogniecionym zdjęciu  była matką. Dla kogoś... Narcyza Malfoy patrzyła z miłością w oczach na małego, nowonarodzonego szkraba, który spał, wtulony w jej ramię. Chłopiec miał pare ślicznych blond włosków, a także, jak domyślała się Hermiona, błękitne oczy o odcieniach srebra. Odwróciła kartkę i odczytała napis w prawym górnym rogu. Atrament był już rozmazany, a słowa wyblakłe, jednak Hermiona zdołała odczytać datę i trzy słowa:

5 czerwca 1980 r. 

Kocham Cię, synku.


***

Następnego dnia, Hermiona na próżno próbowała złapać Malfoy'a, by oddać mu - jak słusznie się domyślała - zdjęcie, które musiało wypaść z jego kieszeni poprzedniego wieczoru. Przez cały czas jednak byli przy nim Blaise lub Astoria, a dziewczyna uznała, że Ślizgon mógłby nie chcieć, by ktokolwiek widział tak osobiste zdjęcie.
Czarę Ognia cały czas oblegał tłumek, ponieważ na zgłaszanie się był czas do końca tygodnia, więc choć Hermiona miała okazję dać arystokracie karteczkę w holu, przed śniadaniem, nie zdołała dopchnąć się do niego. Po porannym posiłku, przyszedł czas na eliksiry, co Hermiona potraktowała jako dobry pretekst, by zamienić z chłopakiem parę słów. Nadal musiała dzielić z nim ławkę i choć specjalnie jej to nie cieszyło, a ich kontakt na lekcjach eliksirów ograniczył się do ''podaj mi trochę wywaru'', ''zamieszaj to'', czy ''podgrzej to do 210 stopni'', tego dnia Gryfonka ucieszyła się, że będzie mogła pozbyć się kłopotliwego problemu.
Gdy Gryfoni i Ślizgoni weszli do sali, Hermiona położyła torbę na ławce. Chciała odezwać się do swojego partnera, jednak w słowo weszła jej nauczycielka.
- Dzisiaj chciałabym, żebyście się trochę bardziej wykazali - powiedziała profesor Phill, kładąc specjalny nacisk na słowo ''bardziej''. - Będziecie pracować w czteroosobowych grupach. Waszym zadaniem będzie wyważyć Eliksir Słodkiego Snu, ponieważ ostatnio ciężko sypiam - nauczycielka roześmiała się bezgłośnie. - Co do grup... możecie dobrać się sami, jednak wymagam, by w każdej grupie była dwójka Ślizgonów i dwójka Gryfonów. 
Po jej słowach,  w klasie zrobił się prawdziwy harmider. Chwilę później jednak, przy stoliku panny Granger pojawił się Diabeł, ciągnący za rękę Ginny. Dziewczyna opierała się mu trochę,  a przynajmniej starała się sprawiać takie wrażenie - widać było jednak,  że jest całkiem zadowolona z obrotu sprawy.
Hermiona opuściła głowę zawiedziona.

***

- Eliksir Słodkiego Snu jest łatwy do uwarzenia - powiedziała starsza Gryfonka, zwracając się głównie do Wiewiórki. - w drugiej klasie zrobiłam go po raz pierwszy.
- Interesujące. - mruknął Dracon, wyraźnie znudzony.
- Będziemy potrzebowali  dwóch kropli śluzu gumochłona, 6 miarek standardowego składnika i po cztery gałązki waleriany i lawendy. - wyliczyła Hermiona. - Ginny, pójdź po składniki, proszę.
- Jasne. - odezwała się Gryfonka. Obróciła się napięcie i pomaszerowała w stronę schowka.
- Czekaj, Wiewiórko! - krzyknął za nią Blaise. - Pójdę z tobą!
Draco Malfoy zmarszczył brwi. Diabeł zachowywał się dziwnie. Od jakiegoś czasu, gdy spotykał Weasley'ównę, jego oczy stawały się rozmarzone, a on sam odpływał w nieznany świat marzeń. Wydawałoby się, że Zabini zauroczył się młodą Gryfonką, jednak Smok znał przyjaciela - chłopak często był zauroczony, jednak tak, jak w stosunku do Rudej, nigdy się nie zachowywał.
Diabeł podążył za rudowłosą dziewczyną, a Hermiona postanowiła wykorzystać chwilę, w której została sam na sam ze Ślizgonem.
- Wiesz, Malfoy...
- Czego chcesz, szlamciu? - chłopak uśmiechnął się nieprzyjemnie, jak to kiedyś miał w zwyczaju.
- Draconie Lucjuszu Malfoy! Czy ty choć raz nie potrafisz być miły?! - Gryfonka nie wytrzymała.
- Więc znasz moje drugie imię? Jak miło. - sarkastycznie rzucił Książę Slytherinu. Nienawidził tego imienia. Przywodziło na myśl najgorsze, najstraszniejsze wspomnienia.
- Tak się składa, że... - Hermiona urwała w pół słowa, ponieważ obok jej ławki nagle pojawiła się nauczycielka.
- Hermiona Granger, jak mniemam? - powiedziała, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - mam nadzieję, że nie przeszkadzam pani w rozmowie?
- Ja... przepraszam, pani profesor. - szepnęła Hermiona, w myślach karcąc samą siebie. Co miała za pomysł, żeby rozmawiać na lekcji? Pewnie już straciła punkty u nauczycielki, a bardzo zależało jej, żeby zrobić dobre wrażenie. Zawsze lepiej być w dobrych stosunkach z gronem nauczycielskim - to może się przydać podczas OWUTEM-ów.
- Dobrze, tym razem przymknę na to oko. - nauczycielka skinęła głową. Jej czarne włosy były związane w misternego koka, a ubiór przypominał dawne czasy. Zielona szata do ziemi i szerokie rękawy sprawiały, że kobieta przypominała księżną. - Chodzi mi o pana Malfoy'a.
Arystokrata spojrzał na kobietę. Ta odwzajemniła spojrzenie i szepnęła:
- Pana ojciec czeka na pana.
Ślizgona wyraźnie to zszokowało. Gdy wreszcie ochłonął, odezwał się głosem kompletnie pozbawionym jakichkolwiek uczuć:
- Po co przyszedł?
- O to musi pan już jego spytać. - odpowiedziała cicho nauczycielka. Dotknęła pleców chłopaka i lekko popchnęła w stronę wyjścia. Młody mężczyzna wyszedł z sali od eliksirów.

***
*w tym samym czasie*

W schowku pachniało przyprawami, suszonymi ziołami i, co gorsza - perfumami Zabiniego. Pomieszczenie było małe, a na dębowych półkach leżały fiolki i składniki. Ginny czuła, że zaraz zemdleje - była sam na sam ze Ślizgonem, jeszcze w dodatku z TYM Ślizgonem. Tym, który potrafił doprowadzić ją do płaczu. Ze śmiechu, ma się rozumieć. Serce łomotało jej w piersi. Lubiła Zabiniego, różnił się od tych, których znała. Mulat właśnie przyglądał się małej kałamarnicy, która pływała w słoiku nasączonym jakąś substancją.
- No popatrz, Weasley. Ty, ja. Sami. Widać los tak chciał. - mrugnął do dziewczyny, która zignorowała jego zaczepkę.
- Lepiej zajmij się ważniejszymi sprawami - powiedziała, próbując nie uśmiechnąć się mimowolnie. - znajdź mi śluz gumochłona.
- Ach, Wiewiórko. Naprawdę uważasz, że szukanie śliny kolejnego dziecka Hagrida, jest ważniejsze, niż wykorzystanie takiej cudownej okazji...? - powiedział Ślizgon z pretensją, jednak zaczął chodzić między półkami, w poszukiwaniu składnika.
- Uznam, że to pytanie retoryczne. - mruknęła pod nosem dziewczyna i sama zaczęła buszować po składziku. Nagle poczuła szarpnięcie do tyłu. Zabini nakrył jej oczy rękoma.
- Zgadnij kto to. - powiedział do Gryfonki ze śmiechem.
- Och, Diable. Bo akurat tak trudno zgadnąć. - powiedziała, próbując wyszarpnąć się z silnych objęć. W końcu poddała się i zamiast do przodu, obróciła się wokół własnej osi, tak, że ręce Ślizgona znalazły się na tyle jej głowy, a ona sama stykała się z nim nosami. Dziewczyna jęknęła, kiedy dłoń Zabiniego powędrowała na jej policzek. Nie oponowała jednak, tylko mruknęła:
- Blaise, chyba cię porąbało...
- W szpitalu Munga stwierdzili to samo, więc chyba nie ma się czym przejmować. - uśmiechnął się chłopak. Do nosa Ginny doszedł przyjemny zapach mięty.
- No nie mów, że nie masz ochoty mnie pocałować.
- Ja... ciebie? Jesteś...
- Wspaniały? Wiem. - wyszczerzył się mulat.
- Jesteś idiotą, Zabini. Idiotą.
- W twoich ustach brzmi to tak uroczo, że muszę ci wybaczyć.
- Och, Diable... co ja z tobą mam.
- Będziesz miała cudowne życie, jeśli podejmiesz właściwą decyzję. Którą jest pocałowanie mnie... teraz. - wyszeptał. Jego usta powoli przybliżały się do malinowych warg rudowłosej. Dziewczyna chciała zaoponować, jednak ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Kolana ugięły się pod nią. Zemdlała.

***
*w tym samym czasie* 

Draco Malfoy mierzył ojca pogardliwym spojrzeniem. Jego wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu, a oczy zwęziły w wąskie szparki.
- Widzę, że wypuścili cię z Azkabanu. No proszę. Widać nie wiedzą, jaki jesteś naprawdę.
- Pyskujesz jak zawsze. A wydawało mi się, że przybyłem tu, by interweniować.
- Nie rozumiem.
- Jak wielu innych rzeczy. - Lucjusz rozejrzał się po salonie Ślizgonów. Wystrój był o wiele za przytulny, jak dla niego. - Przejdźmy do sedna sprawy. Mianowicie, doszły mnie słuchy, że zadajesz się ze szlamami.
- Ze szlamami? Ja? - kpiąco zapytał Dracon.
- Dokładniej z niejaką panną Granger, która pochodzi z mugolskiej rodziny. I jeszcze z tą, jak jej tam - Weasley. Czysta krew, lecz nie życzę sobie, by mój syn zadawał się z ludźmi takiego pokroju.
- No proszę, tatuś zaczął się o mnie troszczyć. - z ironią rzucił Ślizgon.
- Tu nie chodzi o ciebie. Ludzie gadają.
- I tak gadają. Myślałem, że kogo jak kogo, ale ciebie to nie obchodzi.
- Draco... ludzie się nie zmieniają, ot tak. Ludzie to istoty, które nie potrafią pogodzić się z własną niższością. Powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy w hierarchii. Wywodzisz się z wysokiego rodu. Jesteś arystokratą. Przestań myśleć i spójrz na siebie. Uważasz, że z dnia na dzień obarczyłoby cię poczucie winy? Jesteś za młody by to zrozumieć. Zejdź na ziemię, przestań marzyć. Naszym celem w życiu jest podążanie ścieżką, którą nam wyznaczono. Twoją drogą jest bycie takim jak ojciec. Zrozum to wreszcie, bo pomyślę, że nie mam syna.
- Nie. To ja nie mam ojca. - wycedził Draco.
- Kiedyś się nauczysz, że musisz mnie szanować - odpowiedział Lucjusz tym samym tonem. - ale do rzeczy. Chyba nie myślałeś, że pojawiłem się w tym plugawym miejscu bez powodu?

***

- Panno Granger, bardzo mi przykro, ale to koniec odwiedzin na dziś. Jest późno. Pacjentka musi odpocząć.
- Ale... proszę, tylko sekundkę!
- Sekundka już minęła, proszę wyjść.
- Ech, no niech będzie - mruknęłam zawiedziona. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Ginny. Jej policzki były zarumienione, wyglądała całkiem zdrowo jak na mój gust. Nawet zbyt zdrowo. Unikała mojego spojrzenia, a jej wargi cały czas drżały, ni to z radości, ni to ze smutku. Dziewczyna zachowywała się dziwnie, a ja obiecałam sobie, że nazajutrz przyprę ją do muru i wyciągnę wszystkie informacje na temat tego, co zaszło między nią, a Diabłem. Na ten czas wyszłam jednak ze skrzydła szpitalnego i podążyłam do dormitorium Gryfonów. Szłam ciemnym korytarzem - było już dość późno, a cisza przyprawiała mnie o dreszcze. Z oddali dobiegało mnie jasnoniebieskie światło, jakie dawała Czara Ognia. Przyspieszyłam kroku, nie chciałam chodzić sama po złowrogich korytarzach, bo od razu przychodziły mi na myśl historie, które uwielbiał opowiadać nam Harry. O zaginionych uczniach, o duchach... Dobrze, że mnie teraz nie widział. Śmiałby się z drżących rąk i kolan jak z waty. Serce kołatało mi mocno w piersi. Pomyślałby kto, że taka Hermiona przeżyła o wiele straszniejsze rzeczy, a zwykły cień czający się przy Czarze Ognia przyprawiał ją o dreszcze, pomyślałam. Ale, gdy owy cień się poruszył, omal nie pisnęłam ze strachu. Czym prędzej schowałam się za najbliższą kolumną, uważając, by nie narobić hałasu.
- Heh. - mruknął cień. Pomyślałam, że mnie dostrzegł, jednak on tylko powiedział coś do siebie. Nachylił się nad czymś, co wyglądało jak mała karteczka papieru. W jego ręce dojrzałam pióro. Twarz jednak cały czas ukryta była w cieniu, więc nie mogłam dojrzeć, kogo obserwuję. Nagle cień wyprostował się. Schował pióro do kieszeni i podszedł do Czary, w której świetle dojrzałam dobrze znaną mi twarz. Chłopak wrzucił karteczkę do ognia, który na chwilę zapłonął jasnym pomarańczem.
- No, Smoku. I tak pewnie cię nie wylosują. - mruknął sam do siebie Ślizgon i podążył w stronę lochów.
Wtedy  wpadło mi to do głowy. Przecież właśnie nadarzyła się świetna okazja, żeby oddać Malfoy'owi jego zgubę! Bez zwłoki pobiegłam za Księciem Slytherinu, który zdążył już zejść po schodach.
Chłopak szedł dziarskim krokiem, jednak o dziwo, wcale nie w stronę lochów. Zdziwiło mnie to, jednak nadal podążałam za nim. Gdy przeszedł przez jakieś drzwi, nadeszły mnie wątpliwości. Nie chciałam jednak go zgubić, więc weszłam do ciemnego pomieszczenia. Troszkę za późno zorientowałam się, że był to schowek na miotły.
- Naprawdę, Granger? Byłaś tak głupia, że myślałaś, że cię nie usłyszałem? Pisnęłaś tak głośno, że prawie Hogwart obudziłaś. Myślałem, że jesteś bystrzejsza. - z nicości dobiegł mnie zimny głos arystokraty. Było ciemno, więc moje spojrzenie trafiało na czerń. Usłyszałam, jak Malfoy zamyka drzwi od schowka, widać on widział w ciemności lepiej niż ja. Nagle poczułam jego oddech niebezpiecznie blisko, tuż nad lewym uchem.
- Niebezpiecznie jest chodzić samej po Hogwarcie, o tak późnej porze, szlamciu. Miałaś szczęście, że to byłem ja, a nie taki Nott. Już byłoby po tobie, wiesz?
- Chyba wolałabym spotkać Notta, niż ciebie.
- Za nim też byś szła? - spytał z ironią w głosie. Jego słowa przypomniały mi o prawdziwym powodzie, dla którego się tu znalazłam.
- Nie... to nie tak. Pamiętasz ten wieczór, kiedy spotkałam cię z Harry'm w Pokoju Życzeń? Chyba to zgubiłeś - wyjąkałam, z trudem znajdując słowa. Przeszkadzała mi bliskość Ślizgona i świadomość, że jest tuż obok. Szybko wyjęłam zdjęcie z kieszeni szaty, pragnąc jak najszybciej zakończyć tę krępującą sytuację. Podałam kartkę Draconowi. Poczułam jak jego oddech przyśpiesza, prawie słyszałam bicie jego serca.
- Skąd to masz? - wyjąkał, wyraźnie zmieszany. Zaraz jednak odzyskał dawną powagę i stanowczość. - No tak, zgubiłem. - odpowiedział sam sobie.
- A ja je znalazłam - powiedziałam, czekając na jakiekolwiek słowo podziękowania.
- Tego już zdążyłem się domyślić.
- I? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Może chociaż ''dziękuję''? - zasugerowałam zirytowana jego sarkastycznym tonem.
- Dzięki, szlamciu - potrafiłam sobie wyobrazić jego nieprzyjemny uśmiech, gdy wypowiadał te słowa.
- No wiesz, Malfoy... Oddałam ci twoją zgubę, ale ty i tak musisz skorzystać z okazji i mnie obrazić. Dzięki. - mruknęłam. - Ale... wiesz, ja też skorzystam z okazji. Muszę cię o coś spytać. Coś, czego nie rozumiem.
- No proszę, czyżby Panna-Wszytko-Wiedząca czegoś nie wiedziała? - kpiąco spytał Ślizgon.
- Chodzi o to - zignorowałam jego obelgę - że nie rozumiem... przyjaźniliśmy się. Chyba. Przynajmniej się... kolegowaliśmy. Tolerowaliśmy się nawzajem. A potem ty przychodzisz nagle i oznajmiasz, że nawet mnie nie lubiłeś. Że mam o tym wszystkim zapomnieć. O co w tym chodzi, do cholery? Chcę znać prawdziwy powód twojej przemiany. Zmieniłeś zdanie tak nagle... - zamilkłam, czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. Stałam i czekałam, ale on siedział cicho. Jedynym odgłosem był jego oddech i dzikie łomotanie mojego serca.
- No dobra. Nieważne, skoro i tak nie zamierzasz odpowiedzieć. - szepnęłam, wiedząc jak głupio to zabrzmiało i postąpiłam krok w kierunku, w którym, jak mniemałam znajdowało się wyjście. Malfoy jednak mocno złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie. Serce podeszło mi do gardła. Wiedziałam już, co potrafi zrobić mężczyzna, kiedy zalezie się mu za skórę, a w oczach Malfoy'a bynajmniej nie widziałam dobroci. Stalowe tęczówki przewiercały mnie od środka, jednak tym razem postanowiłam nie odpuścić - podniosłam wzrok i odwzajemniłam spojrzenie. Źrenice Ślizgona były zimne, nieprzeniknione, pozbawione uczuć. Przez jedną tylko chwilę miałam wrażenie, że Malfoy się... zawstydził, jednak uczucie zaraz znikło.
- Więc chcesz znać prawdę? - wycedził chłopak, a ja poczułam przyjemny zapach połączenia jego perfum i nutki mięty. Głęboko zaczerpnęłam powietrza. Nasze twarze prawie się stykały, gdyby nie to, że Ślizgon był ode mnie o pół głowy wyższy. Chłopak nadal trzymał mnie za łokieć, jednak nagle poczułam, że zwalnia uścisk. Jego dotyk stał się delikatniejszy, a spojrzenie złagodniało. Prawie bezwiednie oparłam rękę na klatce piersiowej Dracona. Wzdrygnął się, jednak jego wyraz twarzy nie zmienił się.
- Powiem ci prawdę, Granger. Skoro tak bardzo tego chcesz. Ale jeśli naprawdę zaczęło zależeć ci na mnie czy na Diable, to prawda zaboli.
- Wolę znać najgorszą prawdę, niż najpiękniejsze kłamstwo - wyszeptałam cicho.
- Dobrze więc. Prawda jest taka, że... Wszystko stało się przez jeden, zwykły zakład. Jeszcze w pociągu zdążyłem założyć się z Nottem, że... że nie uda mu się uwieść pewnej kobiety. Zasady niestety były ostre - ten, który przegrał miał spędzić miesiąc z wyznaczonymi przez przeciwnika Gryfonami. Nott wygrał, więc kara spotkała mnie. A karą byłaś ty i Weasley'ówna. Blaise postanowił mnie wspomóc, więc czas został zmniejszony o połowę. Oto cała historia, Granger. Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ja mógłby dobrowolnie zacząć przyjaźnić się z tobą czy z Rudą? Proszę cię. - w jego głosie wyczułam pobłażanie. Do oczu napłynęły mi łzy. Moja ręka, która wcześniej spoczywała na jego piersi zacisnęła się w pięść. Zapragnęłam go uderzyć, jednak wyszło z tego tylko lekkie uderzenie o klatkę piersiową, które zabolało bardziej mnie, niż Ślizgona. Ostatkiem sił oparłam głowę na jego piersi, łkając bezgłośnie. Ostatnim, co chciałam teraz robić było dotykanie blondyna, ale bardzo potrzebowałam wtedy czyjejś bliskości. Ironia losu - właśnie przez niego przecież płakałam.
- Granger... - w głosie chłopaka wyczułam zmieszanie, jednak nie obchodziło mnie to. Płakałam dalej. Nie wylewałam dużo łez - jednak cierpiałam bardziej niż kiedykolwiek. Byłam głupia. Jak mogłam myśleć, że ten Ślizgon, tak bardzo zadufany w sobie, mógłby zacząć zadawać się ze szlamą?
- Granger. - tym razem w jego głosie zabrzmiała stanowczość. Jego ręka powędrowała do mojej twarzy. Ślizgon złapał mnie za podbródek, zmuszając do spojrzenia na siebie. Jego oczy jak zwykle były nieskończoną, nieprzeniknioną studnią bez dna. Nie wiedziałam o czym myśli, nie wiedziałam, jakie uczucia kłębią się w jego głowie.
- Posłuchaj mnie teraz, bo nigdy więcej tego nie powtórzę. - powiedział chłopak. Pochylił się w moją stronę, a jego usta prawie dotykały mojego ucha - Przepraszam. - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałam. - Przepraszam. - powtórzył. Nie odpowiedziałam. Chłopak wyprostował się, jednak gdy to robił, jego usta przypadkiem musnęły mój policzek, a mnie przeszył dreszcz. Po raz ostatni spojrzałam na Ślizgona, po czym wybiegłam z pomieszczenia. Moim największym marzeniem było znaleźć się z powrotem we własnym łóżku i przestać myśleć o niechcianym uczuciu bólu, które jeszcze ściskało moje serce.

***

- Widzisz, Smoku. A ty się śmiałeś, kiedy mówiłem, że dziewczyny mdleją na mój widok.
- Dobra, przekonałeś mnie, poddaję się. Jesteś idiotą.
- Powiedział Draco. - ironizował Blaise. Draco tylko mruknął coś w odpowiedzi. Wstał z łóżka i podszedł do szafy. Był w samym podkoszulku i bokserkach - umięśnione ciało doskonale rysowało się pod białym materiałem obcisłego tiszertu**. Książę Slytherinu wyciągnął z szafy dwie butelki Ognistej i specyfik na kaca. Jedną z butelek rzucił przyjacielowi.
- Mam nadzieję, że nie doprawiłeś tej Whisky jakimiś swoimi dodatkami - powiedział - ostatnim razem, jak ją wypiłem o mało co nie pocałowałem Granger - dodał cicho, wyraźnie zawstydzony. Blaise zaśmiał się w odpowiedzi;
- Nie, to czysta Ognista. A co do tamtej butelki, to pewnie nie zwróciłeś uwagi na czaszkę z piszczelami, którą narysowałem na etykiecie? Chciałem ją podrzucić Hagridowi. Teraz wiem, czemu znikła.
- Ach, więc to była czaszka? Byłem przekonany, że ten pseudo-rysunek przedstawiał ciebie. - tym razem to Draco się zaśmiał. Otworzył butelkę i pociągnął z niej duży łyk. Do ust wlał się gorzki smak, a gardło zapiekło przyjemnie. W głowie trochę mu się zakręciło, co pozwoliło zrelaksować się i odstawić w zapomnienie dzisiejszy wieczór. Bynajmniej, choć Ognista miała pomóc zapomnieć o rozmowie z Granger, Blaise'a to nie dotyczyło:
- A tak właściwie, Smoku - zapytał mulat - czemu dziś wróciłeś tak późno? Randka z Astorią, Daphne czy Millicentą?
- Z żadną z nich - odpowiedział blondyn - tym razem miałem randkę z... Granger, jeśli można to było nazwać randką - zamyślił się. Zabiniemu opadła szczęka.
- Ty i Granger?! Na randce?!
- Spokojnie, żartowałem. To było coś jak przyjacielskie... a właściwie mniej przyjacielskie spotkanie.
- Biedna dziewczyna. Co jej zrobiłeś? - spytał Blaise z troską.
- Nic... powiedziałem to co, chciała usłyszeć. Prawdę. - powiedział drugi Ślizgon, ale widząc niepojmujące spojrzenie przyjaciela dodał - powiedziałem jej prawdę na temat zakładu. - wyznał, wzdychając.
- Po co to zrobiłeś?! - Blaise był wyraźnie zdenerwowany - Teraz ona powie o tym Wiewiórce, a wtedy...
- Weasley ci się podoba, co? - zapytał zmęczonym głosem Dracon.
- Ja... Nie... Znaczy... - zmieszał się Zabini, jednak dodał po chwili zrezygnowany - Bardzo.
- Tak myślałem. - Draco położył się na łóżku. Upił łyk Ognistej, po czym odłożył ją na szafkę nocną. - Nie chcę cię martwić, ale... ty i Ruda nigdy nie będziecie razem. To nie wypali.
- Niby czemu? Czemu jesteś takim pesymistą, Smoku?
- Nie jestem pesymistą, Blaise. Chodzi tylko o to, że... ty jesteś arystokratą. Nie powinieneś zadawać się z kimś takim jak Weasley. Ludzie będą gadać. - Draco skrzywił się, uświadamiając sobie, że powtarza słowa ojca.
- Nie obchodzą mnie ludzie, Malfoy! - Blaise spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. Wyraźnie nie spodobały mu się słowa blondyna. - Obchodzi mnie tylko szczęście Wiewiórki.
- Od kiedy ją kochasz? - spytał Draco smutno.
- Pamiętasz tamten dzień, mniej więcej zeszłego roku, kiedy zostałem zaproszony do Klubu Ślimaka, a potem Pansy oskarżyła mnie, że Ginny mi się podoba?*** - Książę Slytherinu przytaknął - No, mniej więcej od tamtego momentu. A teraz... kiedy poznałem ją lepiej... poczułem, że się w niej zakochałem. Jak szczeniak, wiem. Ale ona sprawia, że jestem szczęśliwy. Dlatego pragnę, żeby ona też była szczęśliwa. Bo wierzę, że kiedyś moje marzenie się spełni. Bo nie jestem takim pesymistycznym dupkiem jak ty, Draco. - powiedział oschle Diabeł. Draco popatrzył w piwne oczy przyjaciela, który natychmiast pożałował swoich słów. Oczy Smoka, po raz pierwszy w życiu, były jak otwarte karty. Zabini z łatwością mógł odgadnąć uczucia chłopaka, choć nawet dla niego, tak bliskiego kamrata Dracona, była to na co dzień rzecz nieosiągalna. Tym razem jednak, w stalowych tęczówkach Ślizgona widać było zmęczenie, ból i smutek.
- Draco... - Blaise usiadł na swoim łóżku i zaczął przyglądać się  przyjacielowi z uwagą. - co się z tobą dzieje?
- Tatuś postanowił mnie odwiedzić. - Smok był wyraźnie rozdrażniony. - I zaszczycił mnie pewną wspaniałą wiadomością.
- Jaką? - spytał z uwagą Blaise, słysząc głos przyjaciela, który ociekał sarkazmem.
- Problem w tym, że nie mogę ci powiedzieć. - Ślizgon wziął ręcznik i wyszedł do łazienki, zostawiając osłupiałego Diabła siedzącego na łóżku.

***

Tydzień minął szybko, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Zabini próbował drążyć temat, jednak Draco cały czas zbywał go słowami, że nie może powiedzieć; stał się też zamknięty w sobie i coraz więcej czasu spędzał samotnie na błoniach. Ginevra zaczęła zdecydowanie unikać Diabła, co wprawiło go w melancholię. Hermiona z kolei poświęciła się na naukę. Zaczęła się jesień, dziewczyna większość czasu spędzała na błoniach, czytając; lubiła patrzeć na kolorowe liście i pragnęła wykorzystać piękną część jesieni, by napawać się nią. Postanowiła nie mówić Wiewiórce o intrydze Ślizgonów - nie chciała martwić przyjaciółki. Rzeczywistość przytłaczała, a brązowowłosej zależało tylko na świętym spokoju. Niestety o spokoju mogła tylko pomarzyć...
Nadszedł wielki dzień, mianowicie wybieranie członków do Turnieju Trójmagicznego. Uczniowie byli szczęśliwi - odwołano wszelkie lekcje na czas jego trwania, choć większość nauczycieli postanowiła zadbać, by studenci mieli co robić - masa esejów do napisania i stron do przeczytania.
Wielka Sala, przystrojona jak zwykle w barwy czterech domów, mieniła się srebrno złotym blaskiem, a jej ściany wypełniał gwar rozmów. Wszyscy byli zniecierpliwieni i ciekawi przedstawicieli, którzy mieli zostać wybrani. Prawie Bezgłowy Nick dyskutował o czymś zażarcie z Deanem, zawzięcie gestykulując. Puchoni jako jedyni siedzieli cicho - raz już Hogwart przypłacił życiem jednego z uczniów podczas trwania Turnieju Trójmagicznego, a był to właśnie podopieczny Hufflepuff'u. Nie wszystkim uśmiechała się wizja, że któryś z ich przyjaciół będzie walczył dzielnie o śmierć czy życie.
Hermiona wkroczyła dziarskim krokiem do Wielkiej Sali, lecz jej głowa opuszczona była posępnie - Ronald stał tuż obok niej, ściskając jej ramię. Dziewczyna wiedziała, że starał się nie sprawiać jej bólu, jednak jego nawyk pozostał, a ręka pewnie już robiła się sina. Gdy Gryfonka podniosła oczy, starając się nie okazywać bólu, który jej zadawał, jej oczom ukazał się piękny widok - Wielka Sala wyglądała niesamowicie. Szczerozłote i srebrne puchary stały na stołach domów, a w nich iskrzyła się złota ciecz, której zapach unosił się w Hogwarcie. Miód pitny, tak pyszny, że gdy się go spróbowało nie mogło się przestać, a język rozpływał się, pod wpływem słodkiego płynu. Po raz pierwszy podczas wizyt Hermiony w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie na stołach były obrusy - oczywiście odpowiadające kolorami do każdego z domów. Na środku sali stała Czara Ognia - tak misternie zdobiona, że widać było każdy jej szczegół, gdy mieniła się niebieskim światłem. Jednak nie to zwróciło uwagę Hermiony - jej wzrok przykuła jedna osoba przy Ślizgońskim stole. Osoba, do której należały stalowe tęczówki, które właśnie patrzyły na nią jadowitym wzrokiem. Brązowowłosa nie odwróciła wzroku, tylko odwzajemniała spojrzenie, a chłopak pochylił głowę zmieszany. Chwilę później Ślizgon wdał się w żywą dyskusję z Blaise'm, za wszelką cenę starając się ignorować Gryfonkę, która dziarskim krokiem podążała już do swojego stołu. Usiadła. Zapach pitnego miodu wprawił ją w oszołomienie i połaskotał w nosie. Dziewczyna spojrzała na kielich, który stał przed nią dumnie i niby od niechcenia upiła łyk. Jej usta wypełnił słodki aromat cieczy i korzennych przypraw, a język zapiekł trochę, gdyż płyn był jeszcze dość gorący.
- Hermiono, nie wypij wszystkiego - skarcił ją Seamus, uśmiechając się pobłażliwie, widząc jak naczelna kujonka Hogwartu bierze kolejny łyk.
- Głupi jesteś - Ginny dała chłopakowi kuksańca w bok. Ron podniósł jedną brew i popatrzył na nią dziwnie;
- Nie zagalopuj się tylko, siostrzyczko. Bo nadal jesteś z Harry'm.
- Ron, ty to akurat chyba nie powinieneś wypowiadać się w sprawie wierności... - Parvati Patil urwała, widząc brązowowłosą. Hermiona zakrztusiła się napojem. Zaczęła kaszleć cicho, jednak na tyle donośnie, by większość uczniów zwróciła na nią uwagę. Wśród spojrzeń dostrzegła oczy Malfoy'a, więc schowała głowę w ramieniu Harry'ego, zawstydzona. Ron wydawał się być jednak jeszcze bardziej wytrącony z równowagi.
- Co powiedziałaś?! - spytał, podnosząc głos i sprawiając, że ci uczniowie Hogwartu, którzy wcześniej nie uraczyli ich swoim spojrzeniem, teraz także podnieśli głowy zaciekawieni.
- Wymsknęło mi się - Gryfonka skuliła się. Chłopak wstał, korzystając z tego, że nauczyciele jeszcze nie dotarli. Spojrzał na Parvati morderczym wzrokiem.
- Ron, spokojnie... - brązowowłosa próbowała załagodzić sprawę, jednak na marne. Rudy zwrócił na nią oczy i wycedził tylko:
- Nie wtrącaj się. - jego twarz przybrała kolor wściekłego pomarańczu.
- Ronaldzie, chyba powinieneś uczyć się panować nad emocjami. - profesor McGonagall wkroczyła do sali, a większość nauczycieli nagle znalazła się przy stole. - Zgłoś się do mnie w czwartek po lekcjach. Obiecuję, że nie będziesz się nudził. - chłopak mruknął coś tylko w odpowiedzi. Kobieta klasnęła w dłonie, a wszystkie światła zgasły. Salę oświetlał już tylko magiczny blask Czary Ognia.
- Witam, szanowni uczniowie. Jak już wiecie, wreszcie nadszedł ten ważny dla wszystkich moment. Osoby, które zostaną wylosowane zmierzą się z trudnymi zadaniami, a jak wiecie - na odwrót już za późno. Wygrana osoba dostanie 1000 galeonów, Puchar i uzyska 100 punktów dla swojego domu! Mam nadzieję, że będziecie walczyli dzielnie i co najważniejsze - uczciwie. Powodzenia! - krzyknęła, a gdy jej głos odbił się echem od ścian Wielkiej Sali, Czara Ognia zapłonęła różowym blaskiem. Setki par oczu wlepiły w nią ciekawe spojrzenia. Naczynie wyrzuciło pierwszą kartkę.
Karteczka była dość skromna, wyglądała jak gdyby wycięto ją z zeszytu. Napis był równy, czytelny, a pismo smukłe i pochyłe. Profesor McGonagall złapała karteczkę, a jej oczy zmrużyły się, gdy czytała nazwisko.
- Ravenclaw - krzyknęła - Cho Chang!
Cho podniosła się, a oklaski wypełniły salę. Dziewczyna podeszła zmysłowym krokiem do dyrektorki. Wyglądała o wiele lepiej niż ostatnio, gdy ją Harry widział. Jej czarne, zdrowe włosy sięgały już do pasa, a figura zaokrągliła - w ten dobry sposób. Krukonka, choć w poprzednim roku skończyła szkołę, wróciła, jak wielu innych uczniów, by dokończyć naukę, która została stracona, gdy dyrektorem był Snape.
Piwnooka dziewczyna podała rękę McGonagall, która właśnie gratulowała jej głośno, a następnie skierowała swe kroki do pomieszczenia obok sali.
Czara znów zaświeciła na różowo, wypluwając kartkę; niestaranne pismo i porwany strzępek papieru informowały, że właściciel zdecydowanie nie przykładał się do nauki. Jednak, ku zdumieniu wszystkich, gdy profesor McGonagall wywołała imię, podszedł do niej, popierany burzą oklasków ze strony Puchonów; nie kto inny, jak Ernest Macmillan, którego przechwałki na temat sumów na piątym roku były wszech i wobec znane. Ernie miał jasną blond grzywę, okalającą jego głowę jak aureolę, garnitur pięknych, białych zębów i malinowe usta. Był jednym z przystojniejszych chłopców w Hogwarcie, a jego lojalność dodawała mu blasku. Chłopak posłał Puchonom ostatni, słaby uśmiech i także zniknął za wielkimi, dębowymi drzwiami.
Profesor McGonagall popatrzyła z litością na dom Gryffindoru, gdy Czara po raz trzeci wydała znaczący syk, a barwa zmieniła się na ciepły róż. Z ognistych płomieni wyleciała dwukrotnie złożona karteczka, którą dyrektorka złapała w dłonie. Jednym ruchem wyprostowała pergamin. Jej oczy zwęziły się, a usta zacisnęły w wąską kreskę.
- Slytherin - krzyknęła - Draco Malfoy.





_____________________________________________________________
*- Fragment wiersza Wiesławy Szymborskiej ''Nic dwa razy''. Jest tak piękny, że nie umiałam się powstrzymać.
**- napisałam tiszert bo tak mi pasuje, gwiazdka po to, by nie było hejtów, że nie znam angielskiego. c;
***- dla tych nie pamiętających (wątpię, że tacy się pojawią, ale lepiej dmuchać na zimne) taki moment naprawdę pojawił się w książce - cytat:
"-Wielu chłopakom się podoba - stwierdziła niedbale Pansy, kątem oka obserwując reakcję Malfoy'a. - Ej, Blaise, tobie też, a wszyscy wiemy, że ciebie trudno zadowolić!
- Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała. - odparł chłodno Zabini (...)''


Więc tak - szkoła się zaczęła, więc nie będę miała tak dużo czasu na pisanie. Jednak obiecuję, że nie będziecie musieli czekać na rozdziały miesiącami. Co do tej notki - starałam się zawrzeć w niej jak najwięcej opisów, bo wiem, że muszę to podszlifować. Mam nadzieję, że jest już jakaś pierwsza poprawa. Chcę Was też uprzedzić, że w Hogwarcie zło się nie skończyło, więc do tego FF dojdzie sporo akcji. No cóż- to już chyba wszystko. 
Następny rozdział przewiduję na około 22 września, ale postaram się dodać go wcześniej. ♥  
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
LUBISZ = OBSERWUJESZ
~Inka

EDIT: Rozdziału nie będzie 22 września, ponieważ chorowałam i do 19 września mam wyjazd integracyjny, a weny brak. Przykro mi, ale rozdział nie pojawi się na razie, ale obiecuję, że postaram się, żebyście nie musieli czekać bardzo długo.